OY
Dostrzegłem Pat i nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. W jej oczach zobaczyłem głębokie wzruszenie i zaraz poczułem to samo.
— Mój Boże, Monty — zawołała. — Czy nic ci nie jesM Zdołasz to zrobić ć
W tym momencie dotarło do mnie; jak blisko byłem porażki. Kiedy jednak opuściłem obóz i kiedy podniecone głosy ucichły za mną, moje morale uległo znaczniej poprawie. Ten kontakt z moją rodziną i resztą zespołu po nocy niepewności i samotności był dla mnie prawdziwym zastrzykiem nowych sił.
Była teraz piąta trzydzieści rano i w bladym świetle budzącego się dnia widziałem reflektory samochodów ekipy telewizyjnej, które wzbijały tumany kurzu na drodze kilka mil na wschód od obozu.
Krótkofalówka zatrzeszczała i usłyszałem głos reżysera. Powiedziałem mu, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Byłem w siodle od dwudziestu czterech godzin, ale ciągle na szlaku, z Shy Boyem w zasięgu wzroku. Podałem reżyserowi namiary mojej pozycji, tak ze mógł filmować, co tylko zechciał. Poruszaliśmy się teraz wolnym kłusem,
W poniedziałek rano Shy Boy w końcu przestaje uciekać i uspokaja się-, co umożliwia rozpoczęcie procesu połączenia.
Połączenie osiągnięte. Shy Boy idzie teraz za Montym z własnej woli.
Strona 9b.
Monty na Georgehi. Strona 97-
Rozgniewany Shy Boy (zwróćcie uwagę na położone do tyłu uszy) zdaje się mówić: „Nie chcę, żebyś mi zakładał sznur. Proszę, idź sobie".
Strony 98 - 99-