Ki' •'
c.
' • ..... |
•. j j • • • • |
• •:: ; i; s o : |
; j i j |
j >• . : : |
: ! : : . ą ••• |
.■ ■"!. i j 11; • ;.i. • |
i: i i i>; <: i! r1:! i u; i i4 | ||
: ! , : j ’ ’! j ; ' • ! |
1 |
Ij •i.;.T|:,... 11 |l |
llije i |
j; i u i |
!jr bj; |
!: s ! i i LUi .iilTH'! |
p\:\ |
i-NIlpiij! hiniitNiibin) | |
• ? 's ': 'ł 1'1:1 f"' i. '• ■' r j i J. e-ę ' i' i |
' • i :. i i1i: ; ej.' 'w'-4.' |
!!! i i; i! y.::! \t .) ' 1 A |
hiN; |
“■uV\ |
W\ |
1:j,i, | K\ |
• •:, j' !• .• i,::: i •; ’1!!; ' i i i'' i! i11! '■ i i': ił ^11'' • * : ' - ' :
— To jeszcze nie wiecie? — grzmiał szef resortu.
— Dzyndzylaki!
— Aaa!.,.
— To jakiś idiota wymyślił!
— Tak jest! — w tej chwili niedawny protektor Skubanego zmienił się w śmiertelnego wroga prezesa.
— I drugi idiota zatwierdził! — dodał minister.
Po twarzy pracownika wojewódzkiego przebiegł bolesny skurcz.
— Tak jest — wyjąkał bez przekonania. — Trzeba się zakręcić za nową posadą — stwierdził ze smutkiem, słysząc po tamtej stronie trzask odkładanej słuchawki.
Usiadł ciężko w fotelu i zamyślił się. Przez głowę z szybkością błyskawicy zaczęły przebiegać mu kwoty, które lekką ręką przeznaczył na rozwój Dzyndzyłaków.
— A jeśli cała ta historia okaże się... — poczuł kropelki potu na czole. — Żeby się tak dać omamić
— czynił sobie wyrzuty.
Telefon zadzwonił ponownie.
— Proszę z nikim nie łączyć. Nie ma mnie. Nie ma i nie będzie — nasunęło mu się to zupełnie mimo woli.
Prezes Skubany po zakończeniu pracowitego sezonu większą część dnia i nocy spędzał ze swym przybocznym sztabem w ekskluzywnej restauracji zwanej popularnie „Mordownią”. Czuł się jak wódz po zwycięskiej bitwie. Wszyscy członkowie zarządu otrzymali należne uposażenie wraz z premią eksportową za wywóz za granicę szyszek w occie. Ostateczne rozliczenie jeszcze nie nastąpiło, bo skarbnik zaraz po powrocie do powiatu poprosił o urlop okolicznościowy z ważnych przyczyn rodzinnych. Skubany dał znać do Dzyndzyłaków, że dopełnienie końcowych formalności nieco się opóźni, a sam, w oczekiwaniu na powrót skarbnika, skracał sobie czas, niszcząc zapasy alkoholu.
— Gdybym nie wpadł na ten pomysł z Dzyndzyla-
id
I L
s: i
•y
%
■ :|i < i
;;i,:
' I :
. I
I i ii l|l
i
I
I
I
!J
i!
■ i
'I
I
I i *
• I '
I i
• li 11
!i
• i
• i
■
i
i
i.-i ; • t
■ I
• •' i
, i
■ i
>
.
i
i
. f
kami, to dzisiaj bylibyśmy dziadami — mówił chełpliwie. .
Wiceprezes skwapliwie przytakiwał. Tylko Paszte-ciak siedział niepocieszony, bo po stracie jednego węża w chacie Pyrolaka, drugi właśnie zdechł mu, widocznie z tęsknoty za tamtym.
— Na frasunek dobry trunek — i prezes Skubany, który nie przeoczył nigdy stosownej okazji, zamawiał następną kolejkę.
A frasunki czekały go ciężkie. Instytucje partycypujące na warunkach kredytowych w utrzymaniu prehistorycznej osady i hotelu dla cudzoziemców zaczynały domagać się zapłaty. Początkowo prezes zasłaniał się chwilową nieobecnością skarbnika, zdawał sobie
175