t-
j j . •!s
I
f
powstawały znakomite wynalazki. Dzyńdzytaczanie 1•
słuchali tych wiadomości, uśmiechając się pobłażliwie. i '■ Po co sdę tak trudzić? Wystarczy przecież mieć jaki I taki dach nad głową, upolować zwierzynę, żeby zaspo- | koić głód, i na tym polega prawdziwy sens życia.
![■ >j •
• ó;
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
* I
I
Los Skubanego ii pozostałych członków zarządu był ,
nie do pozazdroszczenia. Skarbnik przepadł bez śladu, i
opróżniwszy przedtem przezornie konto Spółdzielni.
Jeśli chodzi o pozostałych pracowników z prezesem na i czele, to powiększyli oni swoje znajomości o prokuratora, u którego by wali teraz częstymi gośćmi. W zasadzie jeden Paszteciak wyszedł z tej całej historii obron- i ną ręką, bo jako niedawno zatrudniony otrzymał tylko wymówienie. j
Niewątpliwie najpopularniejszym członkiem zarządu ! Spółdzielni „Dewizowy Turysta” stał się skarbnik. . jj Listy gończe z jego fotografią rozlepiane były na każ- J dym słupie. d
•ij
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy prezes t
Skubany na czele zarządu odbywał swą ostatnią piel- .?
21
grzymkę do prokuratury, w Dzyndzylakach mężczyźni ii! podążali na łowy. Gruby zwierz zaszył się w kniei !jjj i buszował w jamie, gdzie produkowano brandy. Był || to ten sam niedźwiedź, którego widział kiedyś Milor-dziak.
Wielkie poruszenie zapanowało w gromadzie na wieść o odwiedzinach niezwjrkłego przybysza. W mig i: przed chatą Pyrolaka zgromadzili się wszyscy mężczyźni. Spod zmierzwionych, nie strzyżonych włosów, opadających na czoło, błyskały rozgorączkowane oczy. Twarze zawzięte, złe. Przemożna chęć zabicia zwierza opanowała ich bez reszty. Uzbrojenie myśliwych stanowiły, oprócz tradycyjnych łuków \i maczug, zaostrzone w kształcie dzid pale i kamienie polne uwiązane na drutach.
Polowanie poprowadzić miał Pyrolak.
—■ Wszyscy są? —- zapytał lustrując szeregi.
—- Jako żywo! — odpowiedziano chórem.
— Pilnować sie, baczvć na mnie, nie atakować sa-mopas — rozkazał i ruszył, a za nim cała drużyna.
Gdy wchodzili do lasu, Pyrolak podniósł ostrzegawczo rękę. Ucichły szepty, myśliwi zaczęli posuwać się ostrożnie. Zdjęli broń z ramion, w każdej chwili gotowi do ataku.
Zobaczyli go nad jamą z destylatorami. Stanęli. Niedźwiedź odwrócony był do nich tyłem.
—- Zachodź półkolom! — rozkazał Pyrolak.
Gdy ludzie rozchodzili się sprawnie, zwierz wykonał obrót i spojrzł im prosto w twarze. Potężny ryk wstrząsnął powietrzem.
Dopiero teraz ujrzeli go w całej okazałości. Osadzona na ogromnym tułowiu głowa poruszała się ruchem wahadłowym.
Myśliwi zatrzymali się. Na chwilę śmiertelny strach sparaliżował wolę, rozsądek nakłaniał do odwrotu. Ale chęć zdobycia jedzenia była silniejsza. Przemogli się.
Niedźwiedź wolno, nie spiesząc się, zaczął uchodzić w las. Napięta cięciwa jęknęła cicho 1 pierwsza strzała dosięgła jego skóry. Nie zrobiła mu nic, bo zaplątała się w gęstych kudłach. Wystarczyło to jednak, aby zwierzę rozdrażnić. Niedźwiedź mruknął groźnie, jakby chciał powiedzieć „sami tego chcieliście” i tocząc pianę ruszył na swoich wrogów. Ludzie odskoczyli
180
181