Świąteczny stół ze smakołykami dla dzieci prezenty pod choinką, grzałka dla chorego dziadunia i matka czytająca głośno nadesłane właśnie pocztą Przygody GuliweraTak dorastało się dawniej w zamożnej rodzinie. Troskliwej, bezpiecznej, wspólnie przeżywającej radości i smutki najmłodszych. Czy tak właśnie było? Czy tak w istocie wygląda historia
dzieciństwa? Ów raj utracony?
1995
rodzinnym domu Marii Czapskiej, skoligaconej poprzez matkę z arystokracją Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, lokaj podawał do stołu zawsze we fraku i białych rękawiczkach. Dzieci, które siadały do obiadu razem z rodzicami, czekały - nie okazując, broń Boże, emocji - na fety. Kucharz, wyekspediowany specjalnie na przeszkolenie do Wiednia, przygotowywał leguminy, z których Przyłuki słynęły w całej okolicy.
Po tej słodkiej części dnia natychmiast wracały do siebie. Tylko ulubieniec rodziców, najmłodszy brat Józef, przyszły malarz i autor „Nieludzkiej ziemi", miał przywilej bawienia się na dywanie u stóp mamy. Starsze przychodziły do pachnącego saloniku tylko na lekcje religii.
„My, dzieci opowiada Maria Czapska we wspomnieniowej książce «Europa w rodzi-nie» - mieszkaliśmy wtedy w jakimś chyba mansardowym pokoju, bo nad naszymi głowami szczury odbywały niesamowite harce,
jakby kto rzucał i turlał jabłka albo kartofle. Straszne to były dla mnie noce. Czy nie przebiją sufitu, czy nie wedrą się nagle całym stadem do pokoju? Zatknąwszy' uszy, zawinięta pod kołdrą, wreszcie zasypiałam.”
W nocy lęki, w dzień samotność cierpiącego dziecka. Urodzona w pałacu dziadków, u stóp Hradczan, kilkumiesięczna Maria zaraziła się przywleczoną do Czech trachomą, zwaną wówczas zapaleniem egipskim. To „przygłębiło moje najmłodsze lata”- pisze. „Dziwna, jak mi się dziś wydaje, była obojęt- ^