18 POLOWANIE NA POTWORY MORSKIE wynosiła 5 stóp i 4 cale, a ważył około 70 funtów. Ostrożnie wyciągnąłem z srebrzystej skóry dwie łuski (mogą one posłużyć za wytworny zacisk do karty menu), potem zaś, podniósłszy rybę, wyrzuciłem ją za burtę. Odpłynęła zwolna.
Nigdy nie zabijam bezcelowo. Tarpon nie jest jadalny. Chodzi o sport, a nie o bicie ryb.
Słońce tymczasem podniosło się nad łańcuch Santa Cruz, mgły rozwiały się bez śladu. Nabiłem fajkę, z którą się nigdy nie rozstawałem, i z rozkoszą wygrzewałem się na słońcu. Zasadziłem nową przynętę. Przeszło pół godziny, a pływak ani drgnął. Tarpony przestały się pokazywać i nawet „calipevery“ nie wyskakiwały już z wody.
— Dość tego na dziś rano, Griffiths.
— Tak, panie — odpowiedział. Obłamawszy łodygi liljowca, na których trzymało się nasze czółenko pozwoliliśmy się znosić prądowi w dół rzeki.
Wzdłuż mangrowych zarośli rosły pasma jaskrawo-szkarłatnych hiacyntów wodnych, otwierających się na słońcu. Niektóre z tych pasm oderwały się od dna i całe wysepki z zieleni i szkarłatu płynęły, unoszone prądem, jaką milę drogi, aż do miejsca, gdzie fale morskie rozrywały je i pochłaniały. Niebieskie żórawie leniwie szybowały wśród drzew mangrowych, małe ćwierkające ptaszki przelatywały z jednej ławicy hiacyntów" na drugą i tylko ochrypły zew poławiaczy krabów mącił od czasu do czasu ciszę ociężałej, przesyconej wonią atmosfery. Mnie zaś ogarniał spokój, absolutny spokój, jaki panuje na ziemi tylko w pobliżu równika.
Uwiązaliśmy naszą łódkę u mostu na Black River. Przeszedłem przez miasteczko do mojej kwatery. Byłem głodny, jak wilk, lub jak myśliwy, co kto woli. Wieczorem pieszo udałem się w górę rzeki na Broad Water, a choć ryby igrały dokoła, nie próbowałem szczęścia tym razem.