256
bycie wypłynął z przystani, cały dzieli pomiędzy skałami ogrodami króla nazwanemi, i brzegiem półnoćnym wyspy płynął, z wiatrem zachodnio-północnym. Zbliżając się przy zapadnięciu nocy do skaty, o którą korweta z jenerałem Lavalettc rozbiła się, pomimo że wiatr wiał z tyłu statku. Wierzbicki nie ufając zdolnościom żeglarskim kapitana, który nawet czytać nie umiał, radził mu, ażeby do pierwszej lepszej zatoki nadbrzeżnej, na noc zawinął. Uparty kapitan nie chciał rady słuchać, uważając zaubliżenie, odbierać takowe od oficera lądowego: przymusić go jednakie trudno było, nie spostrzegając ty razie zdatnego,żeglarza do zastąpienia uporczywego kapitana Osobliwym wypadkiem znajdował się na statku francuz Mr Kichard, który jak później się dowiedziano, był rozbójnikiem morskim: ten doskonale znał kanał a podzielając zdanie Wierzbickiego, lubo dotąd żadne niebezpieczeństwo nie zagrażało, wszelako podjął się,do bliskiej doprowadzić o mil dwie odległej malej zatoki San Juan de los remediot, mogący tak mały statek, pomiędzy wzniesione lądy przyjąć. Wśród ciemnej nocy Richard objął ster statku pomimo oporu kapitana, i wszedł do zatoki błotnistej tak, że spód statku po szlamie posuwał się, i zarzucono pod skalistą górą kotwicę
Około północy, okropna burza w kanale huczała , wiatr wył z wściekłością, i niezawodnie by ten sam nieszczęsny los co i Lavaletta oddział wojska spotkał, gdyby przeznaczenie inaczej nie rozrządziło- Radość za ocalenie . wdzięczność za przezorność, niechęć ku kapitanowi okrętu widoczną była, Nazajutrz po południu wypłynął statek z zatoki, resztą dnia i dzień następny z wiatrem umiarkowanym, zawinął dla zakupienia świeżej żywności do przystani Baraeoa. Przepędziwszy w pięknej okolicy dwa dni, w dalszą drogę załoga puściła się, minąwszy ostateczny punkt Maisy na wyspie Kubie: wpłynął okręt pomiędzy wyspę Inaguę i wyspy Santo-Domingo. Wkrótce jak to często w Antillach bywa, wiatr w cieśninach gwałtownie wieje, wszczęła się w tych okolicach nadzwyczajna na-wałność: bałwany piętrzyły się tak, że okręt niekiedy przez nie wzniesiony, zdawał się być na wysokiej górze, w chwili jednej opadłszy w bezdenną przepaść, tym samym bałwanem który go był wyniósł okrytym został. Niebezpieczeństwo pewnego ratunku nie przedstawiało: pędzony na brzegi pomiędzy przylądek San Nicolas a wyspę Zótwią, miotany bez steru, ogołocony z żaglów, które z widocznym niebezpieczeństwem żaden z majtków nie odważył się zwinąć. Richard za uproszeniem Wierzbickiego liną na wpół opasany, z toporem w ręku, wdarłsię na wierzch masztu, i liny do żagli przymocowane odciął: tym sposobem wiatr pomniejsze żagle na morze powyrzucał, główny żagiel zaledwie na pomos'cie zatrzymany i ochroniony. Żołnierze osłupiali, zaledwie dali się namówić ażeby weszli pod pokład okrętowy : użył tu swojej wymowy skutecznie Wierzbicki. Zamknięto za niemi otwór w pokładzie będący. Nadeszła potem okropna (ciemnościami okryta noc, z burzą najgwałtowniejszą. Wszyscy nadzieje stracili, statek pędzony jak sądzono w okolicy Cap-franęais musi się rozbić, a tych co się uratują na ląd, śmierć okrutna w mękach od mściwych murzynów czeka. Smutek i rozpacz do najwyższego szczytu dochodziły. Inaczej wszelako przeznaczenie zawyrokowało; po straszliwej nocy deszcz z piorunami zmienił pęd wiatru, morze długo wzburzone kołysało okręt, nadzieja pomyślniejsza rozpędziła rozpaczającą przyszłość, dozwalając przybicia do brzegów wyspy Inague. Tam okręt kotwice zarzuciwszy, bezpiecznie wojsko dla wysuszenia się i krótkiego spoczynku wylądował. Na całej tej wysepce, ludność składała się z jednej rodziny angielskiej i kilkunastu niewolników czarnych własnością tej rodziny będących. Uprawiali oni ziemię spokojnie, z darów niebios korzystając), nie troszcząc.się o nic więcej jak o zaspokojenie potrzeb życia, wolni od obowiązków jakie w świecie ucywilizowanym na towarzystwie ciążą. Nie zwracał żaden rząd europejski na te szczęśliwe istoty widoków swoich, ziemia tej wyspy bogactw nie obiecywała. Mieszkańcy onej w pośród wojen, nie posiadając skarbów, wolni od napaści stron walczących, swobodnie żyli, każdego narodu bez różnicy okręt do brzegów przybywający, znalazł uprzejme i gościnne przyjęcie , i nabycie za umiarkowaną cenę, potrzebnych przedmiotów świeżej żywności: zbywające produkta w zamian za towary europejskie raz do roku w Jamajce zbywała. Pożegnawszy się z uprzejmemi osadnikami, okręt po naprawieniu szkód przez burzę zrządzonych, w dalszą drogę puścił się. W drodze spotkawszy się o wystrzał z działa z okrętem kupieckim : Richard z kapitanem Kutra umówiwszy się, sądząc że tenże jest własnością angielską, a za tym prawą zdobyczą, rzuciwszy łódź na morze , z kilku żołnierzami popłynęli do okrętu, który bynajmniej nie uchodził. Po zatrzymaniu go w drodze, i nie długim na nim pobycie, powrócili do okrętu z wyladowanemi złotem kieszeniami i niektórymi do żywności przedmiotami i trunkami. Żołnierze będąc obdarowani w tajemnicy czynności tych złych ludzi zachowali, dopóki w zatoce Samana nie wyładowali. Ze śledztwa uczynionego okazało się, że kapitan statku Pcniche, wraz z Richardem, przy pomocy żołnierzy z niemi będących, zrabowali okręt kupiecki ze Stanów zje. dnoczonych Ameryki państw neutralnych płynący, i że z niego zabrali dwa tysiące portugezów i worek piastrów hiszpańskich. Niepodobna było winnych przytrzymać! pod sąd oddać. Przed wyjawieniem zbrodni Richard zniknął na ląd wysiadłszy!”
Z całego toku opowieści pokazuje się. że w tej przeprawie miał udział i sam Lux jako podporucznik, pod dowództwem kapitana Wierzbickiego.