siały chwili wpuszczenia ich w szranki; tam to wznosił się ołtarz, na którym znajdował się orzeł Jowisza i delfin Neptuna. Za danym przez głównego igrzysk przewódzcę znakiem, wprawiano w ruch osobliwszą maszyneryę, mocą której orzeł rozpościerał bronzowe swe skrzydła, i unosił się w powietrze, a delfin znikał pod ziemię. To było uroczystą chwilą, w której się walka rozpoczynać miała. Walczący spieszyli na miejsce, przez uprzednie ciągnienie na losy im naznaczone, i tam oczekiwali ostatniego trąbki znaku, za którego rozdaniem się opadała lina, utrzymująca w równej linii współubiegających się i ci pędem wyruszali. —
Sama arena była w połowie prawie swej szerokości przedzieloną na dwoje przez nasyp, Spina, który o tyle od obu końcowych ścian turfu odstawał, aby wozy tam zwrót uskuteczniać swobodnie mogły. Długość spiny wynosiła 400 stóp, tak, że konie 7 razy ją obiegające, ćwierć mili górą robiły, a te co ją 12 razy obiegały, pół mili przelatywały. Na końcu nasypu znajdował się slup, około którego wozy zwracano i który za cel wyścigu służył. Przy słupie powrotowym znajdował się okrągły ołtarz Tyraxippa, ducha strachu, który na ten cel był postawionym, aby utrudniać wyścigi, strasząc nieznanym przyrządem te konie, które nie były przez swych jeźdźców dojeżdżone. W Nimei zamiast ołtarza Tyraxippa, leżał u powrotów kamień ogniowo-czerwony, a skutki jego też same być miały.
Bieg szedł na lewo, główną trudnością był gracki zwrót na końcu nasypu i wyminięcie, drogę przerzynających współzawodników, a nie na jednym kończyło się wszystko zwrocie; z młodemi końmi należało arenę siedm
Ilistorya pow. konia. 7
97