I tą rażą taicie ona ich zobaczyła, co tchn wylazła na jodło
i siedziała na wierzeholeeku. Oni tóż trafili na jodło, 3tanęli pod nią, a pies ich poscuł ia oosik siedzi na górze. Więc wymierzył mąż z iuzyjo i postrzelił swoją żony w palce, ażo krów kapała ze sosny. Powiedzieli do siebie, że to boża rosa krwawa pada na uicli za ich grzechy i zo strachu uciekli. Powędrowali za las do chałupy jej matki zobacyd jeżeli (czy) ona tara nie zaszła; nie nio było nikogo, więc wrócili się nazad.
Ona tymczasem poszła drogą, a że był gośeiouiec, żyd podróżny spotkał ją i wziął wsadził do worka zo sieczką między skóry co mml na furze, aby bezpieczna była a ón nie popnd(l) w kłopot, bo mu wszydkę jawnntnro opedziała. Żyd zajechał do wsi i wysadził ją przed chałupą maiki, która była uszczęśliwiona żc jój córka przy życiu, i tak żyda uczęstowała gorzałka i uraczyła, że s’ę spaó położył ; konie pasły się w sadku a córkę chowała w przyklapie. Aliści prayszed(ł) ów zbój co szukał żony, a żo była uiedziela, peprzynosil baraków, essetcyi i matkę żoninę nibr chciał często va«S, ino sposobami zagadywał, pytając sio o swoją żonę. Ale ona matka nie przyznawała się do niczego i płakała, że nie widzi swej córki. Tak, niby % pnwsperacyi za żoną, jak zaczął on zbój spijad barak co przyniósł zo sobą, tak się i obalił na ziemię i usnął. A matka mądra była, izbę zanikła na kłótkę coby nie wylazł i okno zasłoniła od widoku.
Dopiero żyd, pojechał do miasta, opedział zandarów i przyjechali, zbója pijanego okuli w kajdanki, za lasem wyszukali brata jego i powiedli ze sobą, a ż-ma odkryła ich uczynki i wiele to dusz zatraconych bez wypoininku zostawało; przytem pokazała miejsce, gdzie wielkie skarby ukryte były pod lasem. Zamiary sio obłowiły, a ona poszła potom za drugiego chłopa, podobno jednego z tych zalidarów i szczęśliwie żyła ua święcie, opływając we wielgie bogactwa po zbójcach.
(Oszukali i okrad'' młynarza, udając się za osoby świętych.)
Był jeden młynarz bardzo bogaty, na którego miało chrapkę trzech złodzieji, żeby go z pieniędzy obrad. Dok a zad tego nio było łatwo, gdyż młynarz był przezorny i domostwo swoje dobrze zamykał. Ilia! przytem czujne psy, przychylny sobie czeladź, więc kradzież u niego czy w dzień czy w nocy była niemal niepodobna.
Cói więc robią złodzieje? Umawiają się z sobą: ie jeden z nieb będzie Pnnein Jezusom, drugi świętym Piotrem, a trzeci świętym Pawłem, i w tych postaciach przyjdą do młynarza. Jednak przyjść z próżnemi rękoma uiezdawało się bezbożnikom poiytecznera; postanowili tedy postarać się o jakieś datki, ktńrcmi by sadi.iój gospodarza ułudzić mogli.
Najstarszy złodzićj poszedł do miasta, i w kramie rybaczki zacz.ił targować ryby. Z targował konewko pełną pięknych ryb i mówi kobiecie: »Te ryby targuję ja dla księdza spowiednika; pójdźcie ino ze mną do kruehty i poczekajcie, a on wyjdzie i waru zapłaci4. Kobieta poszła za złodziejem do kościoła i zostawiwszy ryby w kniehcie tnż obok modliła się. I widzi, że blisko drzwi wchodowych złodziej klęka u konfesjonału i ducha się jak drudzy. Nim wstał po spowiedzi, mówi on jeszcze cicho do księdza te kilka słów va jego pozwoleniem: .Proszę jegomości, przyprowadziłem swoją kobietę, co to niby ma trochę źle w głowie; niechaj ją jegomość łaskawie przesłucha, rozgrzeszy, ni>* uważając na jej byle jakie gadanie; tylko bym prosił, żeby sie zaraz po mnie wysłuchać mogła, bobym ją odrazu pojął z sobą*. — Ksiądz z konfosyoualu miga i miga uu kobietę z rybami, która pewna że jćj chce od razu zapłacić, idzie do mego i powiodą, że: tyle a tyle zgodzona zn ryby. Myśląc ksiądz naprawdę o złym rozumie baby, każe jej uklęknąć i uczy co ma mówić. Ksiądz o spowiedzi, baba o pieniądzach, nie mogli z sobą dojść do końca; tymczasem złodzićj dra pną! z Tybarni.
Drugi złodziej poszedł do sklepu kupować kawę, rozynki, cukier i różne przyprawy do ryb. Wybrał co mu było potrzeba i płaci; tymczasem przyszli do sklepu kupujący, a kupiec uie spostrzegł, że złodzićj zręcznie do towaru zagarnął i swoje pieniądze i z niemi uszedł. Więc już mieli złodzieje ryby i korzenie; chciało im się wina.
Trzeci złodzićj idzie do winiarn i każe sobie do przyniesionej z sobą baryłki wlać sześć garcy wina i baryłkę zatkać. Złodziej baczny na wszystkie strony, mówi: .Mnie pilno a panu bardzo ciężko spuszczać z boczek, ja wiem dobry sposób, tobym pokazał.* —„Xo pokaż* odpowiada kupiec. — Złodziej dobył świderka; wywiercił dziurkę spodem beczki i powiada: Niechże pan zatka palcem