6
i handlu, niezmordowane gromadzenie zasobów i skarbów, wydartych przyrodzie pracą, wytrwałością, oszczędnością i przedsiębiorczością, uderzyły we mnie falą, której niepodobna się było oprzeć, jeżeli się nie chciało poprostu zamknąć oczu i uszu wobec wiru życia bijącego wokoło.
Ludzie, których poznawałem, byli pozornie podobni do Polaków, mieli ten sam pokost zwyczajów i kultury, lecz dusze ich, w zestawieniu z polską duszą i charakterem, wykazywały rażące sprzeczności. Wydawało mi się, iż różnica, jaka zachodzi pomiędzy nimi, a moimi rodakami, podobną jest do różnicy między rojem pracowitych pszczół, a gromadąniefrasobliwych motyli. Poznałem narody niewielkie, jak Belgów, którzy liczbą stanowią zaledwie jedną czwartą ilości Polaków, lecz wykazują rezultaty działań i bogactwa przynajmniej dwakroć większe. Przekonałem się, iż potęga tych narodów leży nie tyle w ich położeniu geograficznem lub formach i urządzeniach państwowych, ile w ogromie ich niezmordowanych wysiłków, w tej żądzy i zdolności czynu, które tam ogarniają każdego człowieka.
Wówczas stała mi się szczególnie wyrazistą ta prawda, iż do wyzwolenia naszego narodu ze stanu biedy potrzeba przedewszystkiem podnieść w nim ogólną pracowitość, zapobiegliwość, wytrwałość, trzeźwość i przedsiębiorczość. Nie wątpię, iż te przymioty są w charakterze Polaków, lecz w stanie ukrytym, drzemiącym, niewyzwolonym. Budzi je powoli.— to prawda — walka o byt, lecz