w kierunku Wielkiej Wsi, mówiąc: „Niech pan patrzy! Co to za samoloty?”.
Było około godz. 5. Od Wielkiej Wsi i od zachodu, na wysokości około 2000 m leciała w kierunku Pucka liczna grupa samolotów w szyku trójkowym. Nim odpowiedziałem na pytanie komandora Szystowskiego, zagadka nieznanych samolotów wyjaśniła się sama. Spadły pierwsze bomby. Najpierw na magazyny amunicji i bomb dywizjonu, a potem na lotnisko w Pucku. Komandor stwierdził: „Nie ulega wątpliwości, to są maszyny niemieckie! Wojna się rozpoczęła!” Potem dodał: „Niech pan natychmiast zawiadomi sztab Floty w Gdyni, że Puck jest bombardowany przez samoloty niemieckie!” Komandor pozostał na drodze, rozdzielającej lotnisko i kasyno, i instynktownie wszedł pod koronę przydrożnego drzewa. Gdy go opuszczałem, doszli do niego dwaj podoficerowie, zbrojmistrz dywizjonu st. bosm. Skrzypnik i jego zastępca bosm. Krasicki, moi bezpośredni współpracownicy.
Pobiegłem do budynku dowództwa dywizjonu. W momencie gdy podniosłem słuchawkę telefonu, posypał się tynk z sufitu na głowę, budynek zadrżał, nowa seria bomb spadła na lotnisko. Telefon był głuchy. Wybiegłem z dowództwa dywizjonu i wśród padających bomb wpadłem do kasyna oficerskiego. Tutaj również telefon był głuchy. Opuściłem kasyno w poszukiwaniu telefonu w koszarach dywizjonu. Przed kasynem, w odległości około 20 m, pod ściętym przez bombę drzewem ujrzałem leżącego na ziemi dowódcę dywizjonu kmdr por. Szystkowskiego i bosm. Krasickiego. Kmdr por. Szystowski nie żył, bosm. Krasicki był ranny. St. bosm. Skrzypnik uratował się, skacząc do przydrożnego rowu. Jak później poinformowali mnie obaj podoficerowie, kmdr por. Szystowski nie chciał kryć się, aby dokładnie obserwować nalot.
Po moim wyjściu z kasyna budynek został trafiony bombą. Został ogłoszony alarm przeciwlotniczy. W momencie gdy syreny alarmowe zagrały, atak hitlerowskich samolotów, jak na komendę, skończył się. Samoloty nieprzyjacielskie odleciały w kierunku zachodnim.
Nalot trwał krótko; wydaje się, że nie więcej jak około 20 minut. Wkrótce na lotnisku zjawił się zastępca dowódcy dywizjonu kmdr ppor. Kazimierz Szalewicz, który objął dowództwo nad dywizjonem i zarządził jego ewakuację na Hel.
Zniszczenia po nalocie i bombardowaniu były niewielkie. Ucierpiał nieznacznie jeden z hangarów i warsztaty lotnicze, został zniszczony budynek kasyna oficerskiego. Bombardowanie magazynów uzbrojenia koło Swarzewa nie było celne. Straty w ludziach: strata najboleśniejsza — zginął dowódca dywizjonu kmdr por. Edward Szystowski i został ranny bosm. Krasicki. Szystowski był pierwszym marynarzem, który oddał życie w obronie Wybrzeża w 1939 roku.
Dywizjon ewakuował się na Hel drogą powietrzną, morską i lądową. Wodnosamoloty odleciały do portu wojennego na Helu, gdzie w kilka
162