jakąkolwiek wartość artystyczną, kompozycyjną, inwencyjną, kolorystyczną. Kto je komponuje? Jakim pacykarzom powierza się ich wykonanie? Kto je zatwierdza? Kto się na nie godzi, nim odbite w milionach egzemplarzy oblepią całą Rosję, wszystkie jej mury, kioski i parkany? Tyle dobrego, że afisz się zjawia i niknie, spłowiały, spłukany przez deszcz, zdarty przez wiatr, zarośnięty przez inne. Takie jednak olejne, nadnaturalnej wielkości kicze trwają - są - i to są i trwają wszędzie! W takiej małej, głupiej Hadżilli, w stołówce, gdzie można dostać tylko talerz zupy, jajecznicę i kompot ze śliwek - panoszy się oto na pół ściany ta trywialna, chamska tandeta, którą sowiecka Rosja karmi swoich obywateli, którą znieczula w nich poczucie piękna, tępi jego potrzebę, zagłusza jego głód, propaguje brak smaku i gustu, oswaja masy na siłę z brzydotą, tak jak je już dawno - i też na siłę - oswoiła z kłamstwem w żywe oczy!
Kto się wybierze do takiej sowieckiej stołówki, musi być z góry przygotowany na czekanie. I na to, że będzie tu traktowany niecierpliwie jak przybłęda i że ten zapłacony talerz zupy czy jajecznicę na słonecznikowym oleju szumie mu wreszcie pod nos towarzyszka - dziwczur w kaloszach i chustce na głowie. Dobrze, jeśli jej imponująco brudny paznokieć wielkiego palca nie skosztuje przed tobą twojej zupy i jeśli brudną mytką rozmaże bądź jak na ceracie zastygłe chlasty plam.
Noży ani widelców w stołówkach się nie używa. Są tylko łyżki, których nigdy nie wystarcza dla wszystkich równocześnie. Trzeba czasem długo czekać, nim się jaka zwolni. Widziałam na własne oczy, jak przy sąsiednim stoliku jakiś galant, skończywszy jeść, oblizał sumiennie swoją- i wręczył ją czekającej nad pełnym talerzem przygodnej sąsiadce. Wzięła i bez zająknienia zanurzyła ją we własnym talerzu. Na każdym stoliku stoi też sól i każdy swoją, z ust właśnie wyjętą łyżką nabiera jej ze wspólnego talerzyka. I pewnie. Jak komuna, to komuna. Higiena - tak jak sztuka - to tylko burżuj ski wymysł! Toteż sól ta jest stale podziobana łyżkami, porozlepiana w gmdki wilgocią cudzych zup i ślin i często leżą w niej skrawki z cudzych łyżek ześliźniętych jarzyn.
Siedzimy zatem i jemy. Ludzi tu teraz już pełno. Są wojskowi, cywile, kobiety, młodzież, dzieci. Stołówka jest czynna tylko dwie, trzy godziny dziennie, więc długo przed jej otwarciem tłum czeka już na schodkach. Teraz runął do hali i obsiadł gęsto stoliki. Do każdego z nich przysiada się kto chce i ile osób się zmieści. Mam więc sposobność przyjrzeć im się z bliska. I mam też sposobność upewnić się po raz nie wiem już
329