się na szyję, ani jej kurczowo napiętego łkaniem grzbietu, ani jej krwią nabiegłych oczu, wreszcie ledwie zrozumiałych słów, powtarzanych w kółko, w jakimś nadludzkim wysiłku przemożenia buntu i rozpaczy.
- Tak Bóg chciał... tak chciał... tak widać chciał...
Śmierć tego zdolnego, obiecującego, takim wysiłkiem rodziców z zesłania uratowanego chłopczyny, dogodziła nam wszystkim. Doktor chodził jak struty, my nerwy mamy w strzępach. Wieczorem, kiedy rozścielimy już siennik na podłodze, kiedy stajenna lampa o aksamitnie zakopconym szkiełku napełni naszą kajutę tłustym swędem, kiedy, rozebrawszy się znów na raty, ułożymy się w końcu wszyscy, żadne z nas -prócz Łopatki oczywiście - nie może spać. Ten drobny, siekący w szybki deszcz, wicher gwiżdżący szparami, myśl o setkach zalanych wodą ludzi w lukach i półtora milionie innych Polaków, błąkających się w tej chwili, tak samo jak my może, po całej Rosji - dławiące ataki kokluszowego kaszlu wreszcie, tuż dosłownie ciemię w ciemię za prześcieradłem
- wszystko to stwarzało w nas stan takiego nerwowego napięcia, ucisku i przygnębienia, że człowiek gapił się godzinami w plamy światła na niskim suficie, przytomny i rozbudzony. Po ołowianej powierzchni tych męczących godzin pływał mi nieuleczalnie mały, czarny punkcik... Niknął i zjawiał się znów, malał i olbrzymiał... Czapka tonęła sobie wolniej i osobno, tak samo jak wtedy...
Dotkliwym dodatkiem tych godzin były mi jeszcze owe z musu zza prześcieradła podsłuchiwane, ponocne rozmowy ojca Mufki z chorą Stenią. Małej jest wszystko jedno, czy jest noc, czy dzień, czy jest ciemno, czy jasno, czy inni chcą spać... Mówi z manierą lichej aktorki, zgrywającej się pod publiczność. A przede wszystkim pastwi się nad tym nieszczęsnym ojcem z jakąś szatańską perfidią i furią przeplataną histerycznymi atakami czułości.
- Tata! Tata! Tata! - rwie się po ciemku jej zdyszany, gardłowy głos.
- Tata! Ja umrę! Ja umieram... Aj, tata! Ratuj! Przytul mnie... pocałuj... Ja umieram...
- Steniusiu! Opanuj się! Na klęczkach cię błagam. Opanuj się. Czy nie widzisz, jak ja cierpię?
- Ja cierpię gorzej od ciebie! Ty tylko o sobie myślisz. To ja umieram
- wiesz - ja - nie ty!
- Steniusiu! Dziecko moje ukochane! Nie wmawiaj tego w siebie... -żebrze naprawdę umierającym głosem nieszczęśliwy ojciec. -1 owszem...
355