oficera nawet! Będziemy kręcić. Na szczęście mamy czym zamydlić o-czy.
Paszporty wydają w porządku alfabetycznym, ulicami. W samym Wielkim Tygodniu przychodzi kolej na naszą ulicę. Sto papierków, ileś tam fotografii i pieczęci - wreszcie przesłuchanie.
Za stołem enkawudzista. Smagła, lisia trochę, uważna twarz i szynel zarzucony na opaszki. Pierwszy raz mam zaszczyt stać tak oko w oko z przedstawicielem rządzącej Rosją wszechwładnej organizacji: dawna Czeka. Dawna GPU. Dziś NKWD. Diabeł jeden...
- Kak familia?
- Tak a tak.
- God rożdżenia?
- Ten a ten...
- Kim był wasz ojciec?
- Inżynierem.
- A wy gdie rabotali?
- W teatrze.
- Macie dowody?
- Mam... - i kładę przed nim na stole legitymację ZASP-u, dyplom Szkoły Dramatycznej i kilka papierów stwierdzających, że występowałam w teatrze.
- Czto to takoje ZASP?
- Związek Artystów Scen Polskich...
- Związek Artystów Scen Polskich... - parska kpiącym uśmiechem. -Wot i skończyła się ta wasza burżuj ska Polsza! Skończyły się wasze pańskie związki! Tiepier będą artyści scen sowieckich. Charaszo, nu chara-szo... - przegląda uważnie papiery. - A muż wasz gdie rabotajet?
- Ja nie mam męża.
- Czto? Bez muża? Tak... wot... sama?
- Sama.
- Eto nie charaszo... Wam muża nada... da, żeńszczynie nada muża... Czesnoje słowo... Nada... da... - przygląda się moim dołączonym do podania fotografiom. - Wot dramaticzne lico... Wy nawiemo lubili drama-ticzne role. Mnie tieatr oczeń interesujet... da... ja sam rabotał w tieatrie. A wy ruskije sztuki grali tu kiedy - a?
- Czasem. W przekładach...
24