- U was niet marżon, a u menia boboj - da!
Nie śmiemy na nią popatrzeć, by nie parsknąć śmiechem. Co jej do głowy strzeliło z tym rzekomym mężem? Uzbeka widocznie też zamurowało to wyznanie... Trąca palcem kilka węgli w popiele, pociąga nosem i milczy.
- A gdie twój boboj? - pyta wreszcie, nie patrząc w jej stronę.
- U Germana w pienie... - blaguje Helena bez zająknienia. -1 try ba-rańczyki u menia - da. Try pacany. Kasper, Melchior i Baltazar - sypie teraz synami jak z rękawa. - Jednemu dziewięć, drugiemu siedem, a najmłodszemu pięć.
- Gdie ty ich potyrała?
-A w domu... czekająna mnie. Mąż w niewoli także na mnie czeka...
- Idź... idź... żdiot on... On u Germana nawiemo padoch. Puskaj, Hil--Hila, w kantor. Dam try rubla i spiszymsia...
- Kiedy u nas takie prawo, że nie wolno iść za mąż, póki pierwszy mąż żyje.
- Tut nie takoj zakon...
- Mnie wasz zakon nie obchodzi. Mam swój...
- U menia urugu mnogo... I kirasin w lampie. I kurapcza z pachty... Paszła so mnoj... U menia niet marżon...
- A u menia boboj, da - i innego nie chcę. Ponimajesz?
Pojął widocznie, bo zły poderwał się z kucek i jąkając się ze złości, zaczął jej wyliczać swoje dobrodziejstwa.
- A za co ja tobie drzewo przyniósł? Za co ja olau zapalił. Co? Nie chcesz? Uwidim! Nie szap, to paga... - coś niby uzbeckie: „Nie dziś, to jutro, dziewczyno, będziesz moja...”. I splunąwszy z pasją na podłogę, wyniósł się z kibitki. Krążył potem długo jeszcze pod naszym okienkiem, rzucając od czasu do czasu gardłowe, wilcze okrzyki, mające Helenę wywabić na dwór, aż wreszcie, znudzony widać, poszedł.
Ale boboj - ów legendarny mąż Heleny - został! I zostały trzy, z palca wyssane, barańczyki, o których opowiadać umiała ad hoc wymyślane, wstrząsające historie, nad którymi użalały się potem wszystkie baby kołchozu i które - razem z nieszczęsnym, tęskniącym wiernie w niemieckiej niewoli mężem - stanęły obronnym murem między nagabywaną Penelopą a właścicielem ciepłych kibitek i kirasinu...
Jak się więc rzekło, do brygady owego cherlawego Parysa włączono trzy obdarte, wynędzniałe boginie... Pierwszą robotą, którą nam dano,
373