PASTERZ
Tej nocy wydarzyło się coś niewiarygodnego!
Jak zwykle strzegłem moich owiec. Każdej nocy tak było, zawsze tak samo. Jestem biednym obdartusem, nic nie znaczącym. Byłem tu, na polu pasterzy, poza miastem. Osoby ważne są gdzieś indziej; my pasterze, ciemniacy, śmierdzący... jesteśmy na marginesie.
Co to za życie: zawsze z owcami, zmagając się każdego dnia o byt, trochę wełny, trochę mleka... Walcząc, by mieć co włożyć do ust. Tam natomiast, w wielkich pałacach, w których mieszkają możni -jeśli cię to interesuje - piesek zjadający resztki na pewno ma się lepiej ode mnie. My, pasterze, należymy do tych zepchniętych do kąta, by nie przeszkadzali. Ci Z wielkich pałaców gardzą nami, nie chcą nas nawet widzieć, bo się źle wtedy czują.
A tej nocy stała się rzecz niewiarygodna: właśnie tutaj, na moim polu, na polu pasterzy, w zapomnianym zakątku ziemi, narodził się Syn Boży. Pomyśl tylko! Co więcej: Bóg przez swych Aniołów zwrócił się właśnie do mnie, bym był świadkiem tego wydarzenia. Tej nocy znajdowałem się w centrum świata; wcześniej nigdy nikt nie zwracał się do mnie, nie wzywał mnie, wszyscy mnie unikali, w moim życiu wszystko było ciemne. Aż tu zapaliło się wielkie światło: Anioł ogłosił mi, właśnie mnie, tę nowinę, i bez wahania poszedłem z kilkoma moimi towarzyszami. Poszedłem, poszliśmy w kilku; wszyscy obszarpańcy jak ja. Kiedy dotarliśmy do tej chaty, nasze oczy rozbłysły: tu narodził się Syn Boży.
Była noc. Ci z pałaców spali, a w tym czasie Bóg przyszedł na świat. W ciszy, w nocy stał się dzieckiem. Od tej pory moje życie nie jest już takie samo, wracam do siebie radosny, śpiewając i chwaląc Pana. A teraz muszę biec i głosić to, co widziałem, jak Niebo ucałowało Ziemię. Zawsze żyłem czuwając, będąc czujnym tylko ze względu na owce. Od tej nocy będę żył czuwając, ponieważ Pan jest tutaj, w naszych okolicach, w naszym domu. Nie, nie jest już możliwe spanie.