czenie się Edypa jako cechę dodatkową „trudności chodzenia prosto” 47, scena oślepienia się Edypa jest czytana przez freudystę z obojętnością, oślepienie zaciera się na rzecz kazirodztwa i ojcobójstwa. Przeciwnie, w tej drugiej lekturze, którą proponuje Ricocur, oślepienie Edypa, pogłębione przez ślepotę Tejrezja-sza, staje się czymś istotnym. Tejrczjasz „...który nie ma oczu, widzi oczami ducha i intelektu — wie. A zatem Edyp, by dotrzeć do prawdy, musi stracić wzrok, stać się ślepym. W tym momencie stanie się ślepym jasnowidzem — dzieje się to w ostatnim akcie, kiedy Edyp wyłupia sobie oczy” 48.
Ricoeur usprawiedliwa zatem obie hermeneutyki, ponieważ w istocie rzeczy każdy symbol jest podwójny: jako znaczący organizuje się archeologicznie wśród zdeterminować i łańcuchów przyczynowych, jest „skutkiem”, symptomem; ale jako nosiciel znaczenia jest ukierunkowany ku pewnej eschatologii, równie niezbywalnej jak zabarwienia, które są mu dane przez samo jego ucieleśnienie w słowie, w przedmiocie umieszczonym w czasie i w przestrzeni.
Paul Ricoeur proponuje także, by nie odrzucać jednej czy drugiej z tych przeciwnych sobie hermeneutyk. Jesteśmy dziećmi swojej kultury i sześciu wieków krytyki, racjonalizmu oraz pozytywizmu, a więc „w chwili obecnej w mniemaniu współczesnego człowieka ten trud ikonoklasty, trud demistyfikacji jest z konieczności przynależny wszelkim związkom z symbolami” 49. Ale tak samo moc ukazywania postaci, zapytywania emblematów, alegorii, prostych słów obciążonych całą ich ewokacją poetycką, przyzywają nieodwołalnie jakąś inną interpretację. Znaczenie upostaciowane jest niezbywalne: słowa organizują się w zdania, rzeczy w światy, przedmioty ożywiają się w wartości użytkowe... Znaczenie właściwe nie może już wystarczyć. To właśnie wtedy, parafrazując Bachelarda, który zastosował to wyrażenie do nowoczesnej chemii, można pojąć, iż przeciwstawne hermeneutyki i, w łonie samego symbolu, zbieżność antagonistycznych kierunków, muszą być pomyślane i zinterpretowane jako spójny pluralizm, w którym czasowe i materialne znaczące, będąc całkowicie wyraźne i nieadekwatne, jest zarazem pojednane ze znaczeniem, z ulotnym oznaczonym, które dynamizuje świadomość i przeskakuje z redundancji w redundancję, z symbolu w symbol.
Jednakże chcielibyśmy podkreślić fakt, że w łonie tej spójności właśnie moment eschatologiczny faktycznie bierze górę nad momentem archeologicznym. Istnieją bowiem społeczeństwa bez naukowych badaczy, bez psychoanalityków, społeczeństwa „nie-faustyczne”, ale nie ma społeczeństw bez poetów, bez artystów, bez wartości. To właśnie „wymiar wezwania i nadziei” 50 dla człowieka zawsze bierze górę nad demistyfikacją. Ponieważ totalna de mistyfikacja równałaby się unicestwieniu wartości życia w obliczu brutalnej konstatacji naszej śmiertelności. „Wszyscy ludzie są śmiertelni”, stwierdza pozytywistyczna przesłanka większa nieuniknionego sylogizmu, lecz w Fedonie ogłoszony jest skandaliczny wniosek: „A więc Sokrates jest nieśmiertelny”. A nadzieja, pod groźbą wypełnienia śmierci,
121