94
zentują chłopomani Wesela. I zrobił dobrze, ponieważ z różnych od- 9 mian owego hasła ta wyraża największą dla ludu kurtuazję i wska- i żuje na najgorętszą temperaturę uczuć patriotycznych swoich wy- i znawców. Dla ogólnego bilansu ideowego Wesela nie mają jednak ] większego znaczenia odcienie polityczne chłopomańskich bohate- 1 rów. Chodzi o samą istotę hasła.
W czasach niewoli narodowej powstała u nas legenda, że walkę wyzwoleńczą paraliżuje przede wszystkim narodowa niedojrzałość ] ludu. Patriotyzm panów był dla legendy dogmatem. Legenda gło-siła, że czas ziszczenia nadziei narodowych zaświta wtedy, gdy lud zostanie wychowany w duchu patriotycznym, gdy na umówiony znak gotów będzie wysłać hufce kosynierów, by pod przewodem „starszych braci*1 ruszyć do boju o wspólną ojczyznę. Przewodnictwo panów stanowiło w legendzie tej punkt równie nieodzowny, co zrozumiały sam przez się, ponieważ według legendy jedynie oni zdolni byli zainicjować walkę o sprawę wyzwoleńczą i zapewnić jej powodzenie. Legenda wierzyła, że uświadomiony patriotycznie lud sam dobrowolnie uzna panów za swoich wodzów w narodowej sprawie i że wtedy nadejdzie oczekiwany czas działania. Legendę tę piastowały wszystkie obozy ideowe klas panujących. Jedne akcentowały w niej dzisiejszą niedojrzałość ludu, inne jegoi przyszłe możliwości) i konieczność pracy wychowawczej, żadne nie ośmieliły się głośno wyrzec nadziei, że kiedyś nastąpi oczekiwany cud ziszczenia legendy, H owa „chwila osobliwa**, gdy panowie poprowadzą naród do walki j o wolność.
Wyspiański wprowadził tę legendę do Wesela. Nasycił jej atmo- \ sferą cały dramat, kazał postaciom sztuki żyć w kręgu jej czaru. Inteligentów Wesela kompromitował wielokrotnie jako ludzi małych, słabych i niepoważnych, ale legendy nie zlekceważył. Ona stanowi siłę, która przerasta ich drobne figurki, jest spiritus movcns narodowej sztuki, ma w niej zresztą swego potężnego ambasadora — Wemyhorę, osobę dramatu. I jeśli inteligenci Wesela nie są bohaterami na miarę historii, jest nią pielęgnowana przez pokolenie legenda, w którą wierzą i do której się modlą jej misjonarze w Weselu.
Mówiono, że godzina spełnienia legendy jest jeszcze daleka. Wyspiański skrócił czas oczekiwania, stworzył w dramacie warunki jej ziszczenia się; mamy oto gody narodowe panów z chłopami. Autor daje legendzie teren działania, by użyć słów współczesnego Weselu krytyka — „każe jej zamienić się w żywe ciało, daje jej kształt i ruch, kości i muskuły, ma okrucieństwo zmusić ją, aby wstąpiła w szranki czynu — czynu, do którego jest niezdolna**47.
47 R. Starzewski, Wesele, „Czas“, 1901 w numerach: 65, 66, 67, 69, 70.