I uwrwrcauHCE
stępach mniej więcej dziesięciometrowych stali normalnie ubrani Żydzi z niebieskimi opaskami na ramieniu. Wszyscy trzymali w rękach miotły.
Pociąg zatrzymał się. Drzwi otwarły się ze zgrzytem. Wrzeszcząc dziko po rosyjsku i ukraińsku, żołnierze w czarnych mundurach kazali nam wyjść z wagonu. Byli to Ukraińcy.
Peron wypełnił się tłumem ludzi. Rodziny dźwigały cały swój skromny dobytek na plecach.
Matki tuliły płaczące dzieci, zewsząd rozlegały się nawoływania. Popędzani biciem kolb i krzykiem—Schnell schnell!1 — wszyscy byli kierowani w stronę żywopłotu przedzielonego pośrodku otwartą bramą. Z boku stał Ukrainiec z karabinem, a w bramie człowiek z czerwoną opaską wyglądający na Żyda. Ten kazał mężczyznom iść na prawą stronę, kobietom na lewą. Znalazłem się na placu otoczonym z dwóch stron barakami, przed prawym barakiem stała studnia. Odległość między barakami wynosiła około trzydziestu metrów. Płac był jakby odgrodzony wyschniętym, brązowoziclonym żywopłotem. Stanąłem przy końcu baraku w bardzo gęstym tłumie mężczyzn. Kilkunastu Żydów z czerwonymi opaskami na ramieniu kazało nam usiąść na ziemi i zdjąć buty. Rozdali nam krótko pocięte sznurki, którymi mieliśmy wiązać buty do pary. Do mnie podszedł miody chłopiec w wysokich bułach i sportowej wiatrówce z kolorową chustką na szyi. Od pierwszej chwili jego twarz wydala mi się dziwnie znajoma. Spytałem go:
— Skąd jesteś?
Zadał mi to samo pytanie. Zacząłem wyliczać miasta, w których byłem: Warszawa, Opatów, Częstochowa. Przerwał mi:
— Z Częstochowy? Jak się nazywasz?
Obserwował mnie z rosnącym natężeniem.
— Nazywam się Samek Wittenberg.
— Samek, lo ly. Powiedz, że jesteś murarzem.
Potem oddalił się i nadal rozdawał sznurki. Gdy spojrzałem w bok, zobaczyłem. że moi współtowarzysze zdejmują buty i wiążą je sznurkami do pary. Zrobiłem to samo. Esesmani, krzycząc: — Alles herunter zu nehmenf2, kazali nam się zupełnie rozebrać.
Po drugiej stronie placu kobiety stojące przed barakiem, w którym nie wszystkie mogły się zmieścić, rozbierały się również. Część z nich widzieliśmy przez otwór w deskach baraku. Na ziemi rozrzucona była garderoba i przywiezione toboły.
Mężczyźni zaczęli się rozbierać. Na ich twarzach znać było coraz większe przerażenie. Ukraińcy i esesmani ponaglali nas krzykiem:—Schnell/ Schnell!
W te] same] chwili podszedł do mnie esesman i krzyknął: — Woiu der Maurer?* Zerwałem się z ziemi, wyprostowałem sprężyście i rozpiąwszy bluzę pokazałem mu lniany, wybrudzony farbą kitel mojego ojca. artysty-malarza: ten kitel włożyłem na siebie w czasie wysiedlenia, aby mi było cieplej. Kopniakiem w tyłek esesman skierował mnie w stronę baraku. Ogarnął mnie półmrok, wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności. Rozejrzałem się dookoła — nikogo poza mną w baraku nie było. Zbliżyłem się do wysoko umieszczonego okna, stanąłem na bełce i zacząłem obserwować to, co się działo na placu. Widziałem przywiezione bagaże, porzuconą garderobę. Itoorzyło to wszystko barwny kobierzec składający się z kolorowych szmat. Mężczyźni zupełnie nadzy, poganiani biciem, znikali za barakiem kobiecym w furtce w żywopłocie, który przylegał do baraku.
Plac pustoszał. Kobiety również znikły, przez otwór w baraku widać było walające się części bagażu porozrzucanego na ziemi. Nagle z grupy mężczyzn, która biegła gęsiego popędzana przez esesmanów w stronę furtki, część została skierowana z powrotem w stronę placu, gdzie biciem zmuszano ich do zbierania szmat, które następnie wynosili za barak, w którym jo się znajdowałem.
Wracali kilkakrotnie i za każdym razem wynosili kłęby szmat, poganiani ciągle dzikimi krzykami i nieludzkim biciem. Gdy plac był już zupełnie czysty i nie było na ziemi żadnej szmaty, Ukrainiec z karabinem w ręku wepchnął tę grupę liczącą około pięćdziesięciu mężczyzn do pustej części baraku, w której się znajdowałem, i kazał wszystkim usiąść na ziemi. Ich twarze byty posiekane pejczami, oczy zalane krwią, czerwone pręgi przecinały ich nagie ciała. Ukrainiec stanął przed nimi, skierował ku nim karabin i obserwował obojętnym wzrokiem.
Wśród siedzących zacząłem rozróżniać twarze: Lolek Bursztyn, który uciekł z getta warszawskiego do Opatowa, obok niego Heniek Goldman, z którym łączyła mnie przyjaźń, siedział przytulony do swojego ojca. Wzrok ich był wypełniony strachem i rozpaczą. Nie wiedzieli, co ich czeka, i ja nie wiedziałem. W pewnej chwili usłyszeliśmy gwar nowo przybyłej grupy łudzi i znów rozległy się nawoływania:
— Wszystko zdjąć!
Po jakimś czasie z mojego baraku znów wygarnięto nagich mężczyzn. Wybiegli z wachmanem3 4 i znów zaczęli zbierać rozrzucone rzeczy świeżo przyby-
Schnell schnell' (mcm.) — Szybko, szybko!
Alles herunter zu nehmen' (nicm.)—Zdjąć wszystko!
’ Wó iu der Maurer? (niem.) — Gdzie jesl murarz?
Odnicm.: HbrAnum—strażnik.