Makiawelizm — czy to polityczny, czy socjologiczny — jest pewnym etycznie neutralnym sposobem patrzenia. Zyskuje ładunek negatywnej etycznie energii, gdy zostaje użyty przez ludzi bezlitosnych i pozbawionych skrupułów. Friedrich Meinecke wykazał przekonująco w swej historii makiawelizmu politycznego, że raison d'ctat\ w rozumieniu wielkiego włoskiego diagnosty państwa, daje się połączyć z najbardziej poważną troską etyczną. Makiawelizm socjologiczny nie różni się pod tym względem. Na przykład życie Maxa Webera stanowi poglądową lekcję na temat, jak bezkompromisowe socjologiczne poznanie może być łączone z wytrwałym dążeniem do urzeczywistnienia ideałów etycznych. Nie osłabia to złowieszczych potencji kryjących się w narzędziach makiawelistycznej percepcji, gdy znajdą się one w rękach ludzi mających nieludzkie cele lub w ogóle nie mających żadnych celów, prócz wysługiwania się istniejącej władzy. Możliwość stosowania wiedzy socjologicznej w służbie propagandy politycznej i planowania militarnego w tym kraju jest dostatecznie deprymująca. Staje się ona przerażająca w wypadku społeczeństwa totalitarnego. Także obraz niektórych zastosowań socjologii we współczesnym zarządzaniu przemysłem, informacji czy reklamie nie jest pod względem moralnym zbyt budujący. Fakt, że istnieje wielu socjologów, którzy nie widzą w tym wszystkim żadnych problemów etycznych, nie jest wystarczającym dowodem, że perspektywa socjologiczna nie prowadzi ipso facto do wzmożenia wrażliwości etycznej. Co więcej, całkowicie cyniczny badacz jest niekiedy bardziej ścisły w swych odkryciach niżli kolega pełen skrupułów i wrażliwy moralnie, właśnie dlatego, że ten ostatni może się wzdragać przed pewnymi wnioskami nasuwającymi się w toku badania. Nie sposób więc nawet pokrzepić się myślą, że lepszymi socjologami (lepszymi w sensie naukowych kompetencji) są ci, którzy bardziej troszczą się o stronę etyczną badań.
W związku z tym interesujące będzie przyjrzenie się, jak samo poznanie socjologiczne może się stać nośnikiem „złej wiary". Dzieje się tak, gdy tego typu poznanie staje się alibi dla uchylenia się od odpowiedzialności. Napomykaliśmy już o takiej możliwości w pierwszym rozdziale, gdy omawialiśmy obraz socjologa jako beznamiętnego, nie zaangażowanego obserwatora. Na przykład pewien socjolog mieszkający na Południu rozpoczyna od jednoznacznych, osobistych wartości negujących rasizm i pragnie je wyrazić w jakiejś formie społecznej czy politycznej działalności, lecz następnie, po pewnym czasie, staje się — jako socjolog — ekspertem
' Raison óćtM łfr> facja stanu.
w kwestiach rasizmu. Obecnie czuje naprawdę, że rozumie ten system. W tym momencie — jak to można zaobserwować w pewnych wypadkach
— może zająć wobec problemów moralnych odmienną postawę: chłodnego naukowego komentatora. Socjolog widzi teraz swój akt poznania jako podsumowanie całości swych relacji z. badanym zjawiskiem, co zwalnia go z wielu aktów, które angażowałyby go osobiście. W takich wypadkach stosunek pomiędzy naukową obiektywnością a subiektywnością człowieka poruszonego moralnie daje się przedstawić za pomocą analogii użytej przez Sorena Kierkegaarda do opisu myśli Hegla — ktoś buduje wspaniały, zachwycający dla oka pałac, lecz sam nadal mieszka w hotelu obok. Trzeba tu podkreślić, że nie ma nic etycznie nagannego w neutralności naukowej jako takiej. Jest też wcale prawdopodobne, że nawet szczególnie zaangażowany moralnie socjolog może w pewnych sytuacjach stwierdzić, że jest to postawa, dzięki której może najwięcej dokonać. Problem etyczny wyłania się, gdy postawa ta zajmuje miejsce zaangażowania osobistego w całym życiu socjologa. W tym ostatnim wypadku można mówić o „zlej wierze", w Sartre'owskim sensie tego terminu.
Przyznajemy słuszność krytykom socjologii, że są tu podstawy do prawdziwego etycznego zaniepokojenia. Niemniej twierdzimy, że istnieją ważkie etyczne możliwości ugruntowane bezpośrednio w poznaniu socjologicznym. Trzeba od razu wyjaśnić, że nie możemy zaakceptować ani wskrzesić starej nadziei Comte'a, żywej ciągle jeszcze w durkheimowskiej tradycji socjologii francuskiej, iż socjologia będzie zdolna spotkać się z etyką przedmiotową (czymś, co Francuzi nazwaliby science do moeurs), w wyniku czego mógłby zostać stworzony rodzaj świeckiego katechizmu. Nadzieje takie — które po części spotkały się ze znacznym rezonansem w Ameryce
— muszą być rozwiane, ponieważ nie uwzględniają zasadniczej odmienności sądów naukowych i sądów etycznych. Metody naukowe również nie mogą pomóc w odkryciu, jakie ma być dobre życie, jak są niezdolne do wykrycia wolności jako zjawiska empirycznego. Oczekiwanie od nauki takich wyczynów świadczy o niezrozumieniu jej osobliwego ducha. Nieuchronne tu przecież rozczarowanie utrudni zrozumienie tego, na czym polegają rzeczywiste zasługi tego ducha.
Zamiast tego twierdzimy, że socjologia może być pomocna jednostce oczekującej od niej pewnej humanizacji obrazu rzeczywistości społecznej. Mówimy to z pewną ostrożnością, jako że zostało już stwierdzone, iż nie ma żadnej konieczności w tym procesie. Jednakże jeśli zaakceptujemy sposób ujęcia perspektywy socjologicznej przedstawiony w poprzednich rozdzia-
145