176 Sacrum i profatium
i „otwiera się” na to, co powszechnie obowiązujące, na to, co uniwersalne. Symbole budzą indywidualne przeżywanie i przemieniają je w akt duchowy, w metafizyczne ujmowanie świata. Dowolne drzewo, ujęte jako symbol Drzewa Świata i obraz życia kosmicznego, sprawiało, że człowiek społeczności przedno-wożytnych mógł znaleźć dostęp do najwyższej duchowości, skoro bowiem rozumiał symbol, mógł żyć tym, co uniwersalne. Religijny ogląd świata i związana z nim ideologia pozwalały człowiekowi społeczności przednowożytnych wykorzystać owo przeżycie indywidualne, „otworzyć” je na to, co powszechne. Obraz drzewa często pojawia się także w świecie obrazów współczesnego człowieka areligij-nego: jest to szyfr do jego głębszego życia, do dramatu odgrywającego się w jego nieświadomości — dramatu, od którego zależy integralność jego życia psychicz-no-intelektualnego, tym samym zaś jego istnienie. Dopóki jednak symbol drzewa nie obudzi całej świadomości człowieka, dopóki nie otworzy jej ku temu, co „uniwersalne”, dopóty też nie będzie można stwierdzić, że w pełni spełnia on swe zadanie. Taki symbol tylko częściowo „wybawił” człowieka z jego sytuacji osobniczej, w ten mianowicie sposób, że na przykład pomógł mu przezwyciężyć kryzys wewnętrzny i przejściowo pomógł mu odzyskać zagrożoną równowagę psychiczną; nie podniósł go jednak do duchowości, nie odsłonił mu struktury rzeczywistości.
A więc człowiek areligijny społeczeństw współczesnych wprawdzie stale otrzymuje pokarm i pomoc z aktywności swej psyche nieświadomej, ale nie może już dostrzegać i przeżywać świata naprawdę religijnego. Nieświadomość oferuje mu rozwiązania problemów egzystencjalnych i pod tym względem spełnia funkcję religii. Z pewnej perspektywy dałoby się nieomal powiedzieć, że w wypadku ludzi współczesnych określających się mianem „areligijnych” religia i mitologia „skryły się” w mrokach ich nieświadomości — jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że ludzie ci głęboko w swym wnętrzu mają możliwość odzyskania religijnego doświadczenia życia. Z chrześcijańskiego punktu widzenia dałoby się powiedzieć, że „niereligijność” odpowiada nowemu „upadkowi” człowieka, że człowiek areligijny utracił zdolność do świadomego przeżywania religii, tym samym zaś do zrozumienia i uznania jej, ale w najgłębszej głębi swej istoty ciągle jeszcze przechowuje wspomnienie o tym, tak jak po pierwszym „Upadku” jego przodek, Człowiek Pierwszy, mimo że oślepiony duchowo, zachował tyle siły poznania, iż jeszcze był w stanie odnaleźć ślady Boga w świecie. Po pierwszym „Upadku” religijność została zdegradowana do poziomu stłamszonej świadomości, po drugim upadła jeszcze niżej, w otchłanie nieświadomości; teraz jest ona tym, co „zapomniane”.
W tym miejscu refleksje historyka religii dobiegają końca — zaczyna się tu kompleks problemów dotyczących filozofa, psychologa i teologa.