144 JOHAN HU1Z1NGA
i za każdym razem ponownie skreślałem przyimek, i znowu przywracałem dopełniacz. Szło mi przy tym nie o to, jakie miejsce zajmuje zabawa pomiędzy pozostałymi zjawiskami kulturalnymi, lecz o to, jak dalece sama kultura ma charakter zabawy. Chodziło mi o to — a dotyczy to również tego szeroko zakrojonego studium — żeby pojęcie zabawy stało się, jeśli wolno mi się tak wyrazić, częścią składową pojęcia kultury.
Zabawa traktowana jest tutaj jako zjawisko kulturowe, a nie — a przynajmniej nie przede wszystkim — jako funkcja biologiczna. Stosuje się tu wobec niej środki właściwe dla nauki o kulturze. [...]
Istota i znaczenie zabawy jako zjawiska kulturowego
Zabawa jest starsza od kultury; bo chociaż pojęcie kultury może być ograniczone w sposób niedostateczny, zakłada ono w każdym razie istnienie jakiejś ludzkiej społeczności, zwierzęta zaś nie czekały wcale, iżby dopiero ludzie nauczyli je zabawy. Można wręcz spokojnie powiedzieć, że obyczajowość ludzka nie dołączyła do ogólnego pojęcia zabawy żadnych istotnych cech szczególnych. Zwierzęta bawią się zupełnie tak samo jak ludzie. Wszelkie podstawowe cechy zabawy są już urzeczywistnione w igraszkach zwierząt. Wystarczy obserwować zabawę młodych psów, żeby w ich żwawym baraszkowaniu rozeznać wszystkie te cechy. Zapraszają się wzajemnie przez pewne ceremonialne postawy i gesty. Przestrzegają zasady, że nie wolno swemu bratu przegryzać ucha. Udają, że są straszliwie złe. A najważniejsze: wyraźnie mają z tego wszystkiego wiele radości i przyjemności. Lecz taka zabawa młodych, rozbisurmanionych psów jest jedną z prostszych postaci zwierzęcych igraszek. Istnieją stopnie znacznie wyższe i bardziej rozwinięte: prawdziwe współzawodnictwa i piękne pokazy przed publicznością.
Tu należy od razu zwrócić uwagę na pewien niezmiernie ważny punkt: zabawa już w najprostszych swoich formach i już w życiu zwierząt jest czymś więcej niż zjawiskiem czysto fizjologicznym lub w czysto fizjologiczny sposób uwarunkowaną reakcją psychiczną. Zabawa jako taka wykracza poza granice działalności czysto biologicznej, bądź też czysto fizycznej. Jest to funkcja sensowna. W zabawie i grze „współgra” coś, co wykracza poza bezpośredni pęd do utrzymania się przy życiu i co nadaje pewien sens działalności życiowej. Każda zabawa coś oznacza. Jeśli aktywną zasadę, użyczającą zabawie swej istoty nazwiemy duchem, wówczas powiemy zbyt wiele; jeśli nazwiemy ją instynktem, to nie powiemy nic. Jakkolwiek byśmy to oceniali, zawsze ujawni się pewien niematerialny element samej istoty zabawy, ponieważ zabawa ma sens.
Niepewność dotychczasowych definicji zabawy
Psychologia i fizjologia starają się obserwować, opisać i wyjaśnić zabawy zwierząt, dzieci i ludzi dorosłych. [...] Sądzono, że uda się zdefiniować pochodzenie i podłoże zabawy jako wyzbywanie się nadmiaru siły żywotnej. Zdaniem innych istota żywa jest podczas zabawy posłuszna wrodzonemu popędowi naśladowczemu, zaspokaja potrzebę odprężenia, względnie przygotowuje się do działalności poważnej, której będzie od niej wymagać życie, lub też zabawa służy jej jako ćwiczenie w opanowaniu samego siebie. Jeszcze inni poszukują owej zasady we wrodzonej potrzebie nabycia jakiejś umiejętności lub spowodowania czegoś albo w chęci panowania, albo też podjęcia współzawodnictwa z innymi. Inni znów uważają zabawę za niewinne rozładowanie szkodliwych popędów, za konieczne uzupełnienie zbyt jednostronnego pędu do działania lub zaspokajanie za pomocą fikcji pragnień, niedających się spełnić w rzeczywistości, czyli za podtrzymywanie poczucia własnej osobowości.
Wszystkie te wyjaśnienia łączy to, iż wychodzą one z założeń, że zabawę uprawia się z jakiejś obcej przyczyny, że służy ona jakiemuś biologicznemu celowi. Pytacie, dlaczego i po co uprawia się zabawę? Odpowiedzi, jakich się na ten temat udziela, bynajmniej nie wykluczają się wzajemnie. Można by doskonale zaakceptować równorzędnie wszystkie wyliczone powyżej wyjaśnienia, nie popadając wcale wskutek tego w przykre pomieszanie pojęć. Lecz właśnie z tego wynika, że są one jedynie wyjaśnieniami częściowymi. Gdyby którekolwiek z nich było decydujące, musiałoby albo wykluczać pozostałe, albo też ogarniać je i łączyć w jakąś wyższą całość. Większość prób wyjaśnienia dopiero w drugiej instancji zajmuje się zagadnieniem, czym właściwie jest zaba-wa jako taka i jakie jest jej znaczenie dla bawiącego się. Analizują one zabawę, posługując się bezpośrednio pomiarowymi metodami nauki eksperymentalnej, nie zwracając uprzednio uwagi na głęboko w dziedzinie estetyki zakorzenione, specyficzne właściwości zabawy. Z zasady nie opisuje się właściwie pierwotnych właściwości zabawy, I w stosunku do każdego z przytoczonych wyjaśnień można by postawić pytanie: „No, dobrze, lecz cóż stanowi w istocie dowcip zabawy? Dlaczego niemowlę skwirzy z radości? Dlaczego gracz zatraca się w swojej namiętności, dlaczego walka zawodnicza doprowadza tysiączne tłumy do szaleństwa?”. Intensywności zabawy nie wyjaśnia żadna analiza biologiczna, a właśnie na tej intensywności, na tej władzy przyprawiania o szaleństwo polega jej istota, w niej tkwi najpierwotniejsza jej właściwość. Natura — zdaje się mówić logiczny rozsądek — mogłaby przecież obdarzyć swoje dzieci wszelkimi pożytecznymi funkcjami, jak rozładowanie nadmiaru energii, odprężenie po wysiłku, przygotowanie do wymogów życia i wyrównanie za to, co nie zostało urzeczywistnione, również i w postaci czysto mechanicznych ćwiczeń i reakcji. Ale dała nam właśnie zabawę wraz z jej napięciem, jej radością, jej przyjemnością._ .•