wobec teatrogenlcznych środków dramatycznych ukazuje się z jaskrawą jasnością. Akt pierwszy ma się ku końcowi. Fernand zdobył już sym
patię widza szlachetnością wobec wroga. Nadchodzi wiadomość, że jego wojsko dostało się między dwa wojska nieprzyjacielskie. Calderon powtarza tę wiadomość trzy razy, przekazuje ją ustom trzech osób, gra na nerwach widzów, budzi lęk i ciekawość. Słowacki wypowiada ją raz jeden; nie o „nerwy14 widzów mu chodzi, o „uczucie2. Akt III: Król Alfons staje przed kró
lem Fezu jako poseł, nie król. Quiproquo. U Calderona sytuacja jasna: Alfons przybył do Fezu w przebraniu posła, by ukradkiem zobaczyć brata, aż tu nagle w sprzeczce z Tarudantem wygadał się, że jest królem. Słowackiego jakby raziło to quiproquo. Jednakże nie załatwiwszy się z nim stanowczo, popada w przykrą sprzeczność: Alfons wchodzi jako poseł i przemawia jako poseł w imieniu nieobecnego króla, a król fes ki tytułuje go królem, mimo że zdemaskowanie jego nie nastąpiło. Scena ta jest zapewne naj wadliwszą sceną Aj. Niezłomnego, a wada jej jedną z naj charakterystyczniej szych wad dzieła. Proszę wyobrazić sobie, co musi dziać się w głowie myślącego słuchacza. Wchodzi na scenę ktoś kto się podaje za posła i za posła jest brany, aż tu nagle ni stąd ni zowąd tego samego posła nazywają królem. Słowacki jak gdyby chcąc złagodzić quiproquo, nie doprowadził go aż do zdemaskowania; lecz zamiast przetworzyć całą sytuację, od pewnego momentu idzie posłusznie za oryginałem, gubiąc w tej niekonsekwencji sens faktów. Nielogiczne odezwania się osób, pochodzące z nierozwinięcia sytuacji, stanowią zagadkę wobec której słuchacz jest bezsilny1.
Skoro Książę Niezłomny nie był pisany dla teatru i skoro zawiera pierwiastki, które czynią go teatralnie niemożliwym, to rozumie się, że wprowadzanie go na scenę jest sprowadzaniem go na obce mu drogi. Rozumie się również, że reżyser, który nie cofnie się przed tym wykolejaniem męczeńskiego księcia i otaczającego go gwiazdozbioru, będzie tym bliższy słuszności teatralnej, im bardziej oddali się od prawdy realnej. Próby tworzenia charakte-
iów, wierność wobec epoki, historyczne kostiumy czy też geograficzne pejzaże, wyrządzą temu dramatowi szkodę, swym pstrym okryciem obnażając jego teatralne braki. Między Gdynią a Wejherowem było za wiele czasu, aby przeczące chwile nie wróżyły niepowodzenia „Redutowemu “ przedsięwzięciu. Jednakże nic. Spośród inscenizacyj nicteatralnego Księcia Jfuzłomrugo inscenizacja „Reduty** była najtrafniejsza. Prawdę rzeczy zastąpiła reżyseria znakami umówin teatralnych, czym najkorzystniej, bo najlżej, podparto dramat ziemią. Estrada, która tylko oznaczała różne miejsca akcji, służyła skutecznie naczelnym Intencjom Słowackiego, a zarazem maskowała popełnione przeceń pomyłki topograficzne. Kostiumy „pojęciowe*4 przylegały szczelnie do postaci, których fabularny wygląd był dla poety obojętną łuską idej. Jeśli wierzyliśmy ludziom, którzy ukazywali się przed nami, to tylko dlatego, że pojawiali się na estradowym kobiercu i w strojach nieprawdziwych, bo to właśnie pozwalało nam patrzeć na nich bez badania ich z punktu widzenia prawdziwości charakterologicznej i bez śledzenia ich z punktu widzenia związków dramatycznych. W wejherowskim ujęciu „Reduty** dzido zbliżało się do oratorium. Do oratorium, nie do misterium, i to była największa zaleta przedstawienia. Wydobywano z dzida to co jest w nim najwartościowsze: jego mowę; pyszną poezję wszyscy wypowiadali godnie, a Osterwa czynił czary mistrzostwem, z jakim słowa zbierał i dzielił. Lecz ten wieczór oratoryjnej recytacji osiągnąłby jeszcze większą czystość charakteru, gdyby „azione sacra** była w nim bardziej wstrzemięźliwa i gdyby nie odbywał się na placu, rozlewaczu słów.
„Zwrotnica?", 1926, wrzesień.
209
Kfmtańc IU «ych Wlkub <ł1amxiycaDe i MUmlnc wady Kiiftia Uu»truj« na Iwona B.|cłwui«r
Hyrano. jaki na Ulemom, wody ronaalycargo iwonoila w ofdl1. W Innym iwl%łiu myślowym poddały i« krytyce