WACŁAW BERENT
Yvette Guilbert. Akwarela H. Toulouse-Lautreca
Zgorzała już miłość,
Tęsknota nie mija,
Z białych uczuć kwiatu Pełzme czarna żmija.
Ona przechyla się, słania i opada niemal w giętkim przegięciu ciała. A skarga ta dziwna wciąż dalekim śpiewa echem:
Jadem ciało-ć ślini,
Jadem cię plugawi,
Mego ducha gruzy Jadem marzeń trawi.
Jakiś nieludzki, blady ból kurczem obrzydzenia wykrzywia jej twarz, brzydką w tej chwili jak u czarownicy.
Nietoperze rojem Resztę krwi mej piją.
Czego chcesz ty?!...
Na twej białej piersi Skonać czarną żmiją!...
I padły te słowa jako zgrzyt pękniętej struny. Tb blado i bezwładnie rozchylone usta, ten nieuchwytny wyraz nie wiadomo: smutku kobiety czy cynizmu aktorki!...
Osunęła się zasłona.
I cisza była. Na korytarzach tylko gdzieniegdzie warczał gaz i dziwnie odbijał się echem turkot powozów na ulicy. Zdawało się, że tamtędy ciągną jakieś kondukty pogrzebowe.
„Co to było?” — pytał samego siebie ten i ów trzeźwiejszy. Lecz oto pada pierwsze klaśnięcie jak strzał — oklaski bić zaczęły gradem o pułap, toczyły się jak grzmoty: runął łoskot, wszczął się krzyk i tumult. Gdzieniegdzie ponad tłum wyrzucały się rozpacznie ramiona ze złożonymi do oklasku dłońmi lub ukazywała się głowa z okrągłymi oczyma i szeroko, jakby w przestrachu, rozwartą gębą. Ryczała, pieniła się