lekko w krótkich, urywanych odstępach. Od czasu do czasu prostuje plecy i odchyla się nieco do tyłu — jakby chcąc lepiej ocenić swą pracę. Powolnym gestem odrzuca do tyłu krótszy kosmyk, który przeszkadza jej, oddzieliwszy się od zbyt swobodnie upiętych pukli. Dłoń nie opuszcza włosów, porządkuje fale, smukłe palce zginają się i rozginają, jeden po drugim, szybko, lecz nie gwałtownie. Każdy ruch znajduje swe kolejne przedłużenie w następnym, stanowiąc pewną ciągłość, jakby kierował nimi ten sam mechanizm.
Znów pochylona, A... powraca do przerwanej roboty. Lśniące włosy połyskują rudymi refleksami w zagłębieniach pukli. Lekkie drgnienia jej pleców powodują przesuwanie się włosów z jednego ramienia na drugie, przy czym nie sposób dostrzec najmniejszych ruchów reszty ciała.
Na tarasie pod oknem gabinetu Frank siedzi na swym zwykłym miejscu, w jednym z foteli miejscowego wyrobu. Tego ranka wyniesiono tylko trzy siedzenia. Rozstawiono je jak zwykle: dwa pierwsze pod oknem, jeden przy drugim, trzeci nieco z boku, po drugiej stronie niskiego stolika.
A... sama poszła po napoje, wodę mineralną i koniak. Stawia na stoliku tacę z dwiema butelkami i trzema dużymi szklankami. Po otworzeniu butelki koniaku, odwraca się S patrząc na Franka, napełnia jedno-c ze śnie jego szklanką. Ale Frank, zamiast śledzić podnoszący się poziom alkoholu, kieruje wzrok nieco wyżej, patrząc w twarz A... Ułożyła włosy w niski węzeł, wydaje się, że kunsztowne sploty rozsypią się za chwilę, lecz parę ukrytych szpilek spina je zapewne mocniej, niż można by przypuszczać.
Rozlega się głośny okrzyk Franka:
— Hej, to o wiele za dużo! — lub też: Stop, to o wiele za dużo! — albo: — Dziesięć razy za dużo. Dwa razy za dużo. — Prawą dłoń trzyma wyciągniętą przed siebie na wysokości głowy, z lekko rozstawionymi palcami. A... zaczyna się śmiać.
— Powinien był pań powstrzymać mnie wcześniej.
— Ale ja nie widziałem — protestuje Frank.
— To nie trzeba było patrzeć gdzie indziej — odpowiada A...
Patrzą na siebie w milczeniu. Frank uśmiecha się szeroko, marszczą mu się kąciki oczu. Wydaje się, że Chce coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Z twarzy A..., Widocznej z ukosa, nie można nic wyczytać.
Po upływie paru minut — czy paru sekund — jedno i drugie nie zmieniło pozycji. Twarz Franka i całe jego ciało jakby zastygły w bezruchu. Ma na sobie szorty i koszulę khaki z krótkimi rękawami; patki na ramionach oraz kieszenie zapinane na guziki
31