206 LOSY PASIERBÓW
206 LOSY PASIERBÓW
d° siebie Ja do ciebie nie pójdę i ty do mnie nie chodź. Rozumiesz?!
To znaczy, że mnie wyganiasz’
— Brzydzę się tobą.
i po-
— Za to, że my was przyjęli żebraków magali? — zawrzeszczała.
— my wam za wszystko zapłacili. Teraz ja gospodyni w swej chacie. Nie chcę twej pomocy i rady. Zabieraj swoje serniki i won stąd'
— Czekajże, ścierwa, my ciebie pouczymy!
drzwimka P0rwała za 1 swacia śmignęła za
ROZDZIAŁ XX
Praca w Catalinie okazała się za ciężką dla Kozyra. Na nic się zdały dobre chęci i spryt chłopca. Co pewien czas zmuszony był podnosić ciężary ponad swe siły. Gdyby nie wzgląd na Dubowika, Hiszpan zrezygnował by z jego pomocy w pierwszym dniu.
Ale szczęśliwy przypadek rozwiązał sytuację na korzyść biedaka. W tydzień po ich przybyciu jeden z kucharzy odjechał na kurację do Buenos Aires i pracodawca znalazł dla Kozyra miejsce.
A Dubowika od razu polubił. Przypadły mu do gustu siła chłopa i jego uczynność. Na ósmy dzień zaliczył go do półmajstrów i wyznaczył mu 75 ct. na godzinę.
Bardzo ludzki był człowiek: wymagał od robotników pracy rzetelnej, ale władzy swej nad nimi nie nadużywał i nie wyzyskiwał ludzi. Za peza w dzień mieli dwa razy lepszą stołówkę jak w Cańuelas. Wino brał hurtowo, beczkami i sprzedawał je robotnikom po 30 ct. za litr, bez żadnego dla siebie zarobku. Ze wszystkimi był za pan brat, każdemu w potrzebie doradził i w miarę możności dopomógł. Dowiedziawszy się któregoś dnia, że Zygmunt pozostawił w Berisso żonę z dziećmi, wypłacił mu zarobek za pięć dni przed terminem, aby ten mógł posłać rodzinie zasiłek.