56
sapały chłopa odsyłając go do spraw własnej parafii, Czepiec zaś s miejsca odkryje w nim strach przed chłopstwem w osłonach marzeń o polskiej wsi zacisznej i spokojnej. Ale zasadnicza dyskredytacja obozu stańczyków przeprowadzona została nie na płaszczyźnie problemu chłopskiego, lecz narodowego. Głównym obrachunkiem będzie tu scena ze Stańczykiem, kiedy to zjawił się Dziennikarzowi „cień goryczy pełen wielkoluda" i zostawił mu laseczkę kaduczą, aby nią mącił narodową kadź. Uderzeniem dodatkowym jest widmo Hetmana, które — jak słusznie podniósł Wyka27 — godzi w zasługi historyczne obozu, choć nie zjawia się Dziennikarzowi, lecz Panu Młodemu.
Wszystkie trzy sceny razem stanowią bardzo energiczny atak na stańczyków. Dyskredytując ich potrójnie: od strony stosunku do wsi, od strony własnego credo politycznego i od strony zasług historycznych polskiej arystokracji, dają pełną kompromitację obozu. Trzeba jeszcze dodać, że choć rozprawa ze stańczykami ogranicza się do trzech scen, są to sceny, które pod względem siły ekspresji należą do kilkunastu najmocniejszych i najbardziej akcentowanych w całym utworze; pierwsza ze względu na to, że otwiera dramat, druga i trzecia ze względu na fantastyczną inscenizację i na szczególną wagę, jaką otrzymują w Weselu zjawy — osoby dramatu.
Zdawałoby się więc, że mamy tu rzeczywiście krytykę wielostronną i bezkompromisową. Wystarczy jednak dokładniej przestudiować ocenę wielkiego porachunku ze stańczykami (Dziennikarz-Stańczyk), aby przekonać się, jak dalece ta krytyka jest ułomna. Żaden dialog Wesela nie jest tak mglisty w swojej treści, jak ta dyskusja, która toczy się przez blisko 280 wierszy. Ton rozmowy jest ostry, wiadomo, że dyskutanci są skłóceni. Ale w tych poszarpanych zdaniach lub w wielowierszowych lirycznych wynurzeniach, pełnych symboli i metafor, w wyzwiskach i replikach konkretna treść wzajemnych pretensji, żalów i zarzutów przecieka między palcami. Niech kto spróbuje określić bez uciekania się w sferę mozolnych hipotetycznych konstrukcji, co ma na myśli Stańczyk, kiedy z emfazą wygłasza ów słynny, wielokrotnie do różnych celów nadużywany później w cytatach cz te rowie rsz:
Ale Świętości nie szargać, bo trza, żeby święte byty, ale Świętości nie szargać: to boli.
O jakie mianowicie świętości, których nie uszanował Dziennikarz, chodzi Stańczykowi? Gdy poszukamy na to odpowiedzi, uwikłamy
« Op. cit, t. 48, Wstęp, s. XLI.