136 BUNT W TREBLINCE
duży tapczan, na którym siedzieliśmy blisko siebie. Rozmowa zeszła na moje ostatnie przeżycia. Gdy zakończyłem opowiadanie, sięgnęła do skórzanej tor. by stojącej na ziemi. Wyjęła z niej zakrwawioną szmatę, a potem niemieckim-wolwer—parabellum. Podając mi go, opowiadała, że gdy go dla mnie przenosiła, została zatrzymana przez patrol żandarmerii niemieckiej:
— Chcieli sprawdzić, co mam w torbie; gdy ją otworzyłam i zobaczyli za-krwawione gałgany, wykrzyknęli z obrzydzeniem: Raus!
Pod tymi właśnie gałganami znajdował się rewolwer. Opowiadała dalej,że bardzo się przestraszyła, ale na szczęście wszystko się udało. Paliliśmy papierosy, gdy nagle jej ręka spoczęła na mojej nodze. Stefa z niewinnym uśmiechem zapytała:
— Jak u ciebie z kobietami? Chyba ich już dawno nie miałeś?
Przytuliłem ją do siebie i namiętnym pocałunkiem zamknąłem jej usta.
Gdy po jakimś czasie szykowałem się do wyjścia, przypomniała mi, że rewolwer został mi tylko wypożyczony na parę dni.
— Z czasem musisz sobie zdobyć własny.
— Jak? — spytałem.
— Zwyczajnie — odpowiedziała — przez Hande hoch. Chodzisz spokojnie ulicami Warszawy i szukasz Niemca, który się zapuścił sam w boczne, cichsze ulice. Odbierasz mu broń. Pierwszy odebrany przez ciebie rewolwer będzie twój. Następne będziesz mnie oddawać. Do twojej pracy potrzebna ci będzie jakaś dziewczyna. Czy masz kogoś na widoku? Jeśli nie, to ja ci kogoś znajdę. Skontaktuję cię z jedną z naszych dziewcząt. Lepiej jednak byłoby, gdybyś sam sobie dobrał kumpelkę.
Odpowiedziałem, że chyba mam. Muszę się jednak jeszcze upewnić.
Zapytała z zaciekawieniem:
— Ty z nią żyjesz?
Odpowiedziałem wymijająco. Przestrzegła mnie jeszcze:
— Pamiętaj, nie wolno zabijać Niemców bez poważnego powodu. Oni za każdego zabitego Szwaba rozstrzeliwują setki niewinnych ludzi. Strzelaj tylko w obronie własnej. Jeżeli nie będziesz się trzymał tych instrukcji, AK wydana ciebie wyrok śmierci.
— Gdzie ja jestem? W jakiej organizacji konspiracyjnej? Z czyjego ramie’ nia mam działać? Kim był ten robociarz, który mnie do ciebie przysłał?
— On jest naszym generałem, a ty jesteś w Polskiej Armii Ludowej5*-W jej szeregach są ludzie o poglądach lewicowych.
54 PAL — patrz posłowie.
Pożegnałem serdecznie Stefę i udałem się na spotkanie z Hanką. Poszliśmy razem do parku Skaryszewskiego. Tam opowiedziałem jej w skrócie o moim spotkaniu. Nie wymieniając naturalnie imion. Gdy opowiedziałem, że będę potrzebował do swoich wypraw dziewczyny, Hanka od razu się zaofiarowała.
Pamiętam mój chrzest bojowy na ulicach Warszawy. Trudno powiedzieć, że bytem spokojny. Ponosiły mnie nerwy i tylko wielkim wysiłkiem woli utrzymywałem się w formie. W pewnej chwili spostrzegliśmy zbliżającego się w naszą stronę Niemca. Szedł chwiejnie, jakby w zamroczeniu alkoholowym. Udawaliśmy, że go w ogóle nie dostrzegamy. Rozmawialiśmy ze sobą z ożywieniem. Gdy zbliżył się do nas, błyskawicznie wyciągnąłem z kieszeni rewolwer i przez zaciśnięte zęby syknąłem: gg| Hdnde hoch. Niemiec osłupiał. Prawdopodobnie od razu wytrzeźwiał. Trzęsąc się jak galareta, podniósł posłusznie ręce. Hanka podeszła do niego z boku i wyjęła mu rewolwer. Z uśmiechem odsunęła się od niego i kopniakiem dała mu znać, że „operacja” jest zakończona. Odwrócił się i odszedł, a my rzuciliśmy się do ucieczki. Za najbliższym rogiem usłyszeliśmy krzyki rozbrojonego Niemca.
Wmieszaliśmy się w tłum i spokojnie powędrowaliśmy dalej. Weszliśmy do restauracji, gdzie zamówiliśmy kotlety schabowe i wódkę. Kieliszki dygotały w naszych trzęsących się z wrażenia rękach. Mimo młodego wieku Hanka dzielnie dotrzymywała mi kroku w piciu. Był początek marca 1944 roku. Wiadomości, które docierały do nas z prasy niemieckiej, były coraz lepsze. Pisali, że przenieśli się na z góry zaplanowane pozycje strategiczne. Pisali, że celowo skracają linię frontu. My, czytając między wierszami, wiedzieliśmy, że wojska niemieckie załamują się pod naporem armii rosyjskiej. Był to dla nas wszystkich zwiastun końca wojny.
W różnych punktach miasta na słupach rozmieszczone były megafony nazwane przez ludność Warszawy „szczekaczkami”. Głosiły nam o zwycięstwach na froncie wschodnim. Od czasu do czasu podłączała się do sieci konspiracja polska i, przerywając grad kłamstw, podawała prawdziwe wiadomości, które zaczynały się zawsze od słów: „Tu mówi Polska Podziemna”. Te audycje podnosiły morale ludności Warszawy. Któregoś pochmurnego marcowego dnia podjechały przykryte brezentem ciężarówki pod dom na Grójeckiej 84.
Z aut wyskoczyło kilkudziesięciu niemieckich żandarmów i wtargnęło na podwórko domu. Po paru minutach powrócili, prowadząc ponad trzydzieści osób: mężczyzn, kobiety i dzieci. Wieczorem dozorczyni opowiadała, że w domu tym była cieplarnia. Należała do ogrodnika, który wybudował pod nią schron, gdzie ukrywał Żydów. Zazdrosna kochanka ogrodnika złożyła donos. Niemcy znaleźli kryjówkę i zaaresztowali, wraz z Żydami, ogrodnika i całą jego rodzinę. Wiadomość ta obiegła lotem błyskawicy całą ulicę Grójecką. Po paru