dagowanego głosu w dyskusji, przedstawienie doskonałego tekstu pisanego jako odczytu może budzić refleksję, czy by nie lepiej było, gdyby autor zamiast czytać — mówił. Istnieją znakomici gawędziarze, mistrzowie słowa mówionego, którzy piszą kompromitujące przeciętne książki. Istnieją przykłady wybitnych pisarzy, którzy nie umieją ani zabawiać towarzystwa przy stole, ani przemawiać.
*
Istnienie dwóch norm — odrębnej dla języka mówionego, od--rębnej dla języka pisanego — objawia się przede wszystkim w jednej reakcji naszego wyczucia językowego: w nietolerancji wobec fałszu. Jest rzeczą nie do' zniesienia, gdy spiker radiowy zwraca się do odbiorców z dowcipem niby zaimprowizowanym, który jednak — zdradza to intonacja — został z góry obmyślony i zapisany na kartce; jest rzeczą nie do zniesienia, gdy prelegent wygłaszający odczyt robi to tak, iż widać, że jest to w istocie wyrecytowanie tekstu pisanego. Ciekawe, we wszystkich tych wypadkach mechanizm fałszu jest identyczny: wtręt języka pisanego w języku mówionym. I to jest prawda: nasze wyczucie językowe jest nietolerancyjne w tępieniu nie umotywowanych zakłóceń języka mówionego językiem pisanym. Nie umotywowanych — bo bynajmniej nie wszystkich. Są ludzie, którzy mówią stylem mającym w sobie wiele istotnych cech języka pisanego — i mówią ładnie. Ale osiągają to nie przez ominięcie zasady nie-tolerancyjności- wobec fałszu, lecz przez jej realizację. Mogliby powiedzieć: wiemy, że mówimy stylem zbliżonym do języka pisanego, wcale nie udajemy, że jest inaczej, wcale nie mieszamy stylów, mamy swoje własne odmiany stylistyczne, realizujemy je konsekwentnie; nie postępujemy po doktrynersku i bezmyślnie, bo nasz styl pisany to styl skomplikowanych konstrukcji składniowych, to styl syntez myślowych, a nie styl urzędowy, obowiązujący w resorcie zbiorowego żywienia.
A czy istnieje drugi kierunek ekspansji fałszu — i drugi kierunek reagowania naszej nietolerancji językowej: czy może razić nas również to, co w języku pisanym jest wtrętem z. języka mówionego? Niech nauczyciele, którzy każą swoim uczniom poprawiać „nie było nic ciekawego” na „nie zdarzyło się nic godnego
I
I
I
I
5
i
i
.
i.
f
uwagi”, niech redaktorzy, którzy trudzą się przekonywaniem autora, iż zamiast „i czekamy, co z tego wyjdzie” należy — koniecznie,— napisać „i czekamy, na rezultaty”, odpowiedzą sobie sami na to pytanie. My odpowiadamy: nie. Wszystko to, co w języku pisanym jest świadomie wzięte z języka mówionego1, jest dobre, cenne, ożywcze. Oczywiście, każdą dobrą rzecz można zepsuć, każde dobre można zamienić na złe. Zakończenie rozprawy naukowej słowami „No i tak”, ożywienie listu urzędowego zdaniem „Zaraz, zaraz, cpś jeszcze miałem powiedzieć” — to nieporadność w realizowaniu słusznych założeń i szlachetnych intencji. Ale nawet owo
zaKonezeoie rozprawy nam^cwcj 2 cv« pobudza do stanu gotowości nie nasze poczucie dobrego smaku, lecz nasze poczucie humoru. Niezręczność we wprowadzaniu do języka pisanego elementów języka mówionego bywa śmieszna, groteskowa, nigdy pretensjonalna, ordynarna. I ta tolerancyjność naszego poczucia językowego wobec ekspansji języka mówionego, więcej — wobec indywidualnych nieporadności w realizowaniu zadań tej ekspansji jest głęboko uzasadniona. Każde myślenie, każde wypowiadanie się jest twórczością. Zasadą każdej twórczości jest realizowanie postulatu postępu: znać to, co już zdobyte, i posuwać się o krok dalej. A w języku kuźnią zmian, kuźnią postępu jest mówienie. Czyż zresztą może być inaczej? Czyż ów okólnik, do którego historia tekstów pisanych wprowadziła ograniczoną liczbę konstrukcji i ograniczoną liczbę wyrazów, może być konkurencją dla tego wszystkiego, co pozostało na zewnątrz? Czyż sama ilość tekstów mówionych, wciąż jeszcze (mimo postępów biurokracji) jakże przewyższająca liczbę papierków i książek, czyż samo bogactwo sytuacji, w których znajdują się mówiący, jakże przewyższające ów arsenał konwencjonalnych sytuacji pisania listów, depesz, referatów, artykułów, książek, zarządzeń, nie przesądza o tym, że zasadniczy wątek zmian, zasadniczy wątek postępu rozgrywa się na gruncie języka mówionego? Tolerancja wobec ekspansji „mówioności” w języku pisanym jest tolerancją wobec postępu.
A więc istnieją dwa stopnie wtajemniczenia w sztukę porozumiewania się. Pierwszy stopień to opanowanie języka pisanego, „drugiego języka”, to umiejętność przekładu mówienia na język, którym można się wypowiadać bez pomagania sobie palcem, kon-
2 Praktyczna stylistyka
17
i