— Poczekaj, Tano — powiedział Hanz — zaraz będziemy jazem. Zawsze będziemy jazem Rozejrzał się. Ale było juz zupełnie ciemno.
Włsedy wydostał dragi zastrzyk i rozpiął mcasdua' i jbo-szalę m piersi.
Dawniej (dawno, dawno terma) gdy się szło prawym ttMuttem Alei Iłjazdowskkj, za zwaną zabudową mijało się pusty plac, na którym czasem latem "urządzano kawiarnię z lodami, a nawet czasem grała orkiestra, i zaczynały pałacyki „możnych”, Kojące w ogródkach, a nawet ogrodach. Mijało się pałacyk Dziewulski eh, gdzie dzisiaj jest ambasada bułgarska, potem dwie wille tak głupia a nieopatrznie zburzone, aby dać miejsce nkwydarzonej ambasadzie. amerykańskiej, wille Wcrnickidi a Lilpopów, jpo-tem narożna willę Rauów, potem Radziwiłłów, a za Piękną siedzibę Aignera, dom (,«».».) i potem jeszcze kilka pałaców. Az wreszcie dochodząc do pustko placu przed Koszykowa i do równie barbarzyńsko zburzonej karczmy na rozdrożu, miejsca spotkań króla Stasia z panią Grab o w-ską. Tam leżak obszerna posiadłość z ogrodem wychodzącym na Koszykową i m Mokotowską.*, z ładnym 1 dość skromnym pałacykiem zbudowanym chyba przez Marconiego, z pięknym posągiem Donat-elia stojącym przed gankiem. W stronę Koszykowej ciągnęła się w ogrodzie tym piękna aleja kasztanowa.
Byk to posiadłość podolskich magnatów Sobańskich. W stronę Koszykowej ciągnęła się spora aleja powstała w ten sposób, że przyjaciele Sobańskich, odwiedzający kła w tym warszawskim pałacu, sadzili każdy po dczewku. I dlatego aleję tę nazwano „aleją przyjaciół”. Gdy przyszły ciężkie czasy, podolskie włości poszły w diabły, ówczesny właściciel pałacyku i ogrodu począł parcelować te place, leżące w bardzo korzystnym dla zabudowy miejscu. Par-
65
9 -tfMKtty...