152
sposób doceniona. Kiedy pomiędzy światami służących i pań domu (chociaż w przypadku biernej i apatycznej Isabelle określenie „pani domu" jest spoiym nadużyciem) narasta niezrozumienie, a dotychczasowe pozory komunikacji zaczynają pękać, bohaterka grana przez Walters potajemnie zakrada się w nocy do pudla ze srebrami by sfingować kradzież. Podejrzewa ona bowiem siostry o niemoralne zachowanie, w zasadzie nie mając do tego żadnych podstaw, a domysły snuje jedynie na podstawie wyglądu służących, odbiegającego, według niej, od ogólnie przyjętego stereotypu (podejrzenie budzą chociażby eleganckie rękawiczki czy wspomniany szykowny sweter Lei).
W opracowaniach na temat pisarstwa Geneta powraca porównanie jego dzieł z filozofią Witolda Gombrowicza1. Autor Ferdydurke zanotował na kartach Dziennika:
Wieczysty aktor, ale aktor naturalny, ponieważ sztuczność jest mu wrodzona, ona stanowi cechę jego człowieczeństwa - być człowiekiem to znaczy być aktorem - być człowiekiem to znaczy udawać człowieka - być człowiekiem to „zachowywać się" jak człowiek, nie będąc nim w samej głębi - być człowiekiem, to recytować człowieczeństwo2.
W Gombrowiczowskim kościele międzyludzkim wszyscy jesteśmy aktorami i nie mamy innej twarzy niż ta, którą widzi drugi człowiek. Forma narzucana z zewnątrz degraduje nasze jestestwo pod wpływem współodczuwania, do jakiego zmusza obecność drugiej osoby. Gombrowicz w rozmowach z Dominiąue de Roux, tak mówi o zniekształcaniu rzeczywistości:
[...] człowiek narzucający swoją formę jest aktywny, jest podmiotem formy, on ją stwarza. Gdy forma jego dozna zniekształcenia w zetknięciu z formą innych ludzi, wtedy jest w pewnej mierze stwarzany przez innych, jest obiektem. [...] Tutaj nasuwa się ogrom wariantów, ludzie są rozmaici, kombinacje między nimi są niewyczerpane.
A do tego dochodzi potężny nacisk form już gotowych, wypracowanych przez kulturę3.
Gombrowicz podkreśla ponadto, że nie wystarczy problematyki formy ograniczyć tylko do wzajemnego kształtowania się ludzi, gdyż jest ona dużo bardziej skomplikowana i trudniejsza do uchwycenia. Dodaje, że każdy z nas ma w sobie „imperatyw formy"4, który zmusza nas do określania nie tylko innych i całego świata, ale także samych siebie. Gombrowiczowską kwestię formy i wiecznego aktorstwa dobrze widać nie tylko w pisarstwie Geneta, ale i w filmie Meclder i obecnej w nim strukturze spektaklu. W momencie konfliktu obu sióstr dochodzi do głosu twórcza - nieomal boska - rola spojrzenia. Lea, chcąc uspokoić zdenerwowaną Christine, mówi jej, że jest piękna. Starsza siostra sama z pewnością nigdy w ten sposób o sobie nie pomyślała, dopiero obecność Lei sprawiła, że jej zwyczajna twarz zyskała dodatkowy wyraz. Inaczej niż u Gombrowicza, spojrzenie ma tu wartość pozytywną - nie degraduje drugiej osoby, ale nobilituje. Dzięki niemu buzia Christine pięknieje w oczach młodszej siostry. Natomiast kiedy Christine widzi zdenerwowanie Lei po kłótni, z powodu zazdrości o Isabelle, mówi o sobie: Jestem potworem, odnosząc się w ten sposób do słów matki, która ją odepchnęła. To właśnie spojrzenie matki zdegradowało starszą służącą w jej własnych oczach wyłącznie do roli niechcianego dziecka. Twarze pań Danzard, a zwłaszcza postaci granej przez Walters, w zasadzie nigdy nie objawiają nam się w swojej „nagości". Zawsze mamy do czynienia z wystudiowaną maską skutecznie ukrywającą głębsze uczucia. Madame pokazuje tylko te emocje, jakie uważa za stosowne, odgrywając przed światem nieustanne przedstawienie, którego reguły narzuca także swojemu otoczeniu. Tymczasem twarz Christine to również lustro, w którym odbija się jej pożądanie siostry - początkowo starannie maskowane, stopniowo zyskujące na wyrazie i intensywności. Pomiędzy siostrami odbywa się nieustanna gra spojrzeń, ponieważ w obecności osób trzecich jedynie tak mogą nawiązać między sobą nić porozumienia. Maska, będąca przecież teatralnym rekwizytem, staje się składnikiem codziennego życia mieszkających razem kobiet.
Meckler konsekwentnie stosuje w swoim filmie również Genetow-skie podwojenie: nie tylko siostry są dwie, mamy do czynienia także z dwoma paniami Danzard. Nawet w roli zaproszonych gości występują dwie kobiety - inne wersje chlebodawczyń bohaterek, także matka z córką. Podwojenie powróci również na zdjęciu, które dostaje na urodziny Isabelle (na fotografii jest ona z matką) oraz na tym, do którego pozują obie odświętnie ubrane siostry. Fotograf pyta je nawet czy matka zawsze ubiera je tak, jakby były bliźniaczkami - wtedy też dowiaduje-
Pisze o tym np. Falkiewicz w przywołanym już artykule, a także m.in. Jan Błoński w tekście Wprowadzenie do Geneta. „Dialog" 1959, nr 6, s. 76-81.
Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961. Kraków: Wydawnictwo Literackie 1988, s. 9.
Witold Gombrowicz, Testament. Warszawa: Res Publica, 1990, s. 40-41.
Tamże, s. 37.