sunku do ustalonych terminów wynosiło już trzy godziny, a wejścia jak na złość nie można było odszukać.
Wreszcie Causer natrafił na stare, nie używane już wejście do portu. Nie chcąc tracić czasu na poszukiwanie właściwego zdecydował się tędy przedostać do portu. Ale nie było to takie proste, bowiem przezorni Niemcy, a może Włosi, skutecznie zabezpieczyli to wejście. Zatopiono tam jakiś statek, a ponadto zawieszono potrójną zaporę sieciową. Przy tym użyto bardzo obszernych sieci, które nie tylko szczelnie zamykały przejście, lecz również całymi zwojami leżały na dnie. Wprawdzie można je było ciąć, lecz trwałoby to zbyt długo. Dlatego też Causer szukał dogodniejszego przejścia. Wreszcie znalazł jakąś szczelinę, przez którą można się byłe z biedą przedostać. A więc teraz pełną parą do portu!
Około godziny 04.00 jego torpeda minęła krążownik „Gorizia”.
— Kto wie, czy Berey i Lawrance już tam pracują — pomyślał podporucznik. — Właściwie o 01.00 miało już być po ataku, a o 06.30 miały nastąpić wybuchy. Jak to się teraz skończy? — Dopływał już do „Bolzano”. Ze zdjęć lotniczych, które obejrzał jeszcze przed opuszczeniem okrętu, wiedział gdzie szukać okrętu. Ze względu na ciemności i spokój panujący w porcie przez cały czas płynął na powierzchni. Dopiero na dwieście metrów przed krążownikiem Causer skierował torpedę na zanurzenie.