Odczytywany po latach „Dialog” razić trochę może teatralnością, patetycznym tonem czy podniosłą, cokolwiek koturnową, retoryką. Sceneria w nim umowna, mało konkretna, przywołuje symbolami czasoprzestrzeń kultury śródziemnomorskiej. Przemawiające postacie, pozbawione cech indywidualnych, są raczej znakami odwiecznych ról, ucieleśnieniem jednych z najstarszych topoi. Wbrew tytułowi, „Dialog” najwyraźniej ciąży ku scenicznemu monologowi. Brak w nim starcia poglądów czy choćby próby polemicznego skrzyżowania szpad. Zadawane pytania nie podnoszą dynamiki wymiany zdań, trafiają w pustkę, są bez większego znaczenia dla zasadniczego celu rozmowy.
Co u innych zastyga nieraz w zręczną stylizację czy sztuczny ornament, pod piórem Miłosza nabiera nieoczekiwanie bezpośredniości prawdy przeżytej. Poeta wyznał kiedyś, że motyw mistrza i ucznia, bardzo germański, trafił do wiersza z poezji Iwaszkiewicza. Ale istotniejszy od literackich, pośrednich i bezpośrednich, powinowactw wydaje się klucz osobisty. Miłosz wielokrotnie powtarza o drzemiącej w nim potrzebie autorytetu, tęsknocie za mistrzem, którego mógłby słuchać. Takim właśnie duchowym przewodnikiem stał się dla niego daleki krewny, Oskar Miłosz. Ale wcześniej, bo już w szkole, tęsknota za mistrzem zabarwiła stosunek poety do księdza prefekta. Jak łatwo zauważyć, Przewodnik wieloma rysami przypomina sportretowanego w Rodzinnej Europie księdza Chomskiego. Podobnie surowy wobec siebie i innych, niewrażliwy na uroki życia, pozostaje głuchy na prawa młodości. W olśnieniu zmysłów wietrzy od razu podstęp szatański, przed celebrującym istnienie - roztacza mroczne, katastroficzne i eschatologiczne horyzonty.
Ostre nieraz starcia Miłosza z prefektem, jakby współczesnym wcieleniem Naphty z Czarodziejskiej góry Tomasza Manna, znajdują poetyckie echo nie tylko w „Dialogu”. Można go właściwie uznać za środek tryptyku, którego jedno skrzydło stanowi, powstały w tym samym, 1934 roku „Do księdza Ch.”, zaś drugim skrzydłem jest, napisany po pięćdziesięcioleciu, „Ksiądz Ch., po latach”. Łączy te wiersze nie tylko spór z prefektem; jest on bowiem pośrednim odbiciem pełnego napięcia dialogu wewnętrznego, w którym Miłosz formułuje swój światopogląd religijny. Pojawia się zasadniczy dylemat. Oto potrzeba trwałego oparcia skłania młodość do rezygnacji z własnych przywilejów i ukorzenia się przed starością, mądrością i świętością. Przed starością, gdyż jest ona doświadczeniem dotarcia do kresu ludzkich możliwości, jakby zejściem za życia do grobu; przed mądrością, bo wskazuje właściwą drogę i odnajduje we wszechświecie ukryty ład; przed świętością, ponieważ tylko ona nadać może ostateczny sens, nachylonemu ku śmierci, istnieniu. Ale zarazem - młodość nie potrafi czy nie chce wyrzec się upojenia radosnym i bezrefleksyjnym trwaniem, pilnego poddania się prawom natury, nawet gdyby wiodły one do grzechu.
W „Do księdza Ch.” bohater wybiera posłuszeństwo wobec nakazów mistrza: Dziś ja, uczeń poznałem nicość form powabnych, / i otośmy już obaj z jednego zakonu. Jedyna pewna droga ku transcendencji zdaje się prowadzić przez uciszenie zmysłów, surowy ascetyzm, pokorę i myśl o kresie zarówno pojedynczego życia, jak ludzkich dziejów. Te zakonne ideały „Dialog” stawia pod znakiem zapytania. Ale nie do końca. Bo milczenie Ucznia po ostatniej tyradzie Przewodnika można rozumieć dwojako: albo jako uległe przyznanie adwersarzowi racji, albo też jako ciche trwanie przy własnych przekonaniach. „Ksiądz Ch., po latach” staje się dość nieoczekiwanym epilogiem tego sporu, jakby próbą pogodzenia sprzecznych dążeń. Poeta, pilnie naśladując prefekta, nie chce pokłonić się światu, pracuje by odwlec zwycięstwo Wielkiego Ducha Niebytu. Pragnie, Żeby zajaśniał Bóg ze swą anielską rzeszą. Ale wolałby tego dokonać nie sprzeciwiając się własnej naturze, gdyż, jak powiada:
Nie mogłem Go jednak odróżnić od rytmu swojej krwi
I fałsz jakiś czułem dążąc modlitwą w zaświaty.
Przedstawiany dylemat ma zarazem sens moralno-religijny i poetycki. Nie przypadkiem Przewodnik gromi Ucznia, młodego poetę, za sztuką wiarołomną, czyli egocentryczną, poddaną rytmowi krwi lub rytmowi słów, odwróconą od sacrum. Oskar Miłosz wiarołomnej sztuce nowoczesnej przeciwstawiał trzy dzieła: Biblię, Boską komedię i Fausta. Poezja Czesława Miłosza jest zarazem wiarołomna i niewiarołomna. Świadom, iż czerpie ona z pychy i pożądania ego, wciałowzięty poeta z okruchów i fragmentów odbudowuje w wierszach chrześcijańską, antropocentryczną wizję wszechświata. Chwali Stwórcę na stopniu, którymś, do piekła być może w nadziei, że suchy szelest krwi jest, jak pouczał Oskar Miłosz, cząstką rytmu kosmosu.
Charakteryzując Trzy zimy powiedział Miłosz, że „rozmaite wersy można wyjąć z tych wierszy i analizować jako ruchy mowy dramatycznej”. Ruchem tej mowy są również tyrady Przewodnika i Ucznia, wpisane w tradycję lite-
115