Skazani na ikriic
i < | powiór/cń, choć ich forma stopniowo spada. Po czterech tygodniach takich /ma nań niemalże dochodzi do progu przejścia - dwu serii po 20. Zdeterminowany, by robić postępy, /musza sir do morderczego ostatniego powtórzenia — które w zasadzie trudno w ogóle nazwać powtórzeniem — i mówi sobie, że spełnił wymogi przejścia do kolejnego etapu. Z tłum;* myśli o swoim „dokonaniu", pomijając fakt. że w praktyce nie stal się znacząco silniejszy. Odczuwa też dolegliwe bóle w stawach, ponieważ nie dal im czasu na przystosowanie się do całego tego wysiłku. Do obolałości przyczynia się też szokująca technika, w jakiej wykonuje ćwiczenia.
W kolejnym tygodniu — siódmym w jego programie treningowym — zbiera się w sobie i stawia czoło pompkom nierównym. Ku swemu zdumieniu i rozczarowaniu nie potrafi wykonać nawet jednego powtórzenia. Wysila się i przymusza wymęczone mięśnie, ale bez względu na to, jak bardzo się napina, nic / tego nic wychodzi. Wydaje mu się, że waży całą tonę, a pompki — choćby jedno powtórzenie — rysują się na horyzoncie jak nieosiągalny szczyt góry.
Gość jest załamany. Szło mu przecież tak dobrze (przynajmniej jego zdaniem), a tu nagle zatrzymał się ni stąd, ni zowąd. Jest zdezorientowany i albo klnie na program treningowy, albo stwierdza, że widocznie nie jest stworzony do kalisteniki. Szuka więc jakiejś innej metody (którą też na pewno schrzani) albo wszystko rzuca w diabły. Trening w jego wykonaniu trwał zaledwie siedem tygodni i nie dał mu wiele więcej oprócz obolałych barków i rozczarowania.
Drugi facet też jest głodny rezultatów, ale ma dość oleju w głowie, by utempe-rować ten głód odrobiną cierpliwości. Podobnie jak jego kolega jest przekonany, że mógłby od razu wykonać kilka pełnych pompek (krok piąty). Ale nic robi i ego, tylko zaczyna od kroku pierwszego — od pompek przy ścianie. Wydają mu się dziecinnie łatwe, ale mimo to je robi. 1 od pierwszego dnia zaczyna się proces adaptacji jego stawów. Trzyma się tego ćwiczenia przez miesiąc, powoli zwiększając liczbę powtórzeń aż do spełnienia warunków przejścia, po czym bierze się do kroku drugiego — pompek pochylonych. Są odrobinę trudniejsze, więc zaczyna od „wyczucia" lego ruchu. Trzyma się ich przez wymagany czas i - nawet nie zdając sobie z tego sprawy — powoli zaprawia mięśnie oraz wzmacnia ścięgna. Miesiąc później przechodzi do etapu pompek na kolanach. Po cierpliwej płacy, jaką wkładał do tej pory, wydają się one równie łatwe, jak był krok pierwszy, mimo że jest to ćwiczenie znacznie trudniejsze.
305