1S4 KH» b U. I MO/.YK 1 MKTODA
prorodin miała w sobie elementy śpiewu fparhWpail du chant)f wymawiali jednako długo każdą zgłoskę (obnewasscnt den tenues rpoles sur vhaquc syllabe). Taki sposób wymawiania nie naśladowałby dostatocznie charakteru języka mimicznego. W czasie powstawania języków jedne dźwięki następowały więc po sobie nadzwyczaj szybko, inne bardzo powoli. Stąd powstanie tego, co gramatycy nazywaj i] iloezasem, czyli wyraźną różnicą mię. dzy zgłoską krótką a długą, lloezas i wymowa w wyraźnych interwałach utrzymywały się razem i zmieniały się mniej więcej w tym samym stopniu. Prozodia Rzymian zbliżała się jeszcze do śpiewu; t o też ich wyrazy składały się z bardzo nierównych zgłosek, u nas natomiast iloezns zachował się tylko o tyle, o ile słabe modulacje naszego głosu czyniły go koniecznym.
§ 26. Tak jak modulowanie przy pomocy odczuwalnych interwałów sprowadziło uprawianie deklamacji śpiewnej, tak zaznaczona nierówność zgłosek dodała do niej jeszcze różnicę tempa i taktu. Deklamacja starożytnych miała więc dwie rzeczy, które cechują śpiew: modulację i rytm. Rytm jest duszą muzyki, toteż widzimy, jak starożytni uważali go za rzecz bezwzględnie potrzebną w deklamacji. W ich teatrze był człowiek który podawał go przez uderzanie nogą, tak że aktor był tak samo związany taktem jak dzisiejszy muzyk i tancerz. Oczywiście, podobna deklamacja odstępuje zbyt daleko od naszego sposobu recytacji, żeby mogła wydawać się nam naturalną. Nie mówiąc już o żądaniu, żeby aktor trzymał się pewnego
tonach, aż dochodzili do najniższego tonu, do jakiego się opuścili". Ody by deklamacja nic była śpiewem, w który musiały wchodzić wszystkie tony., czyż wówczas aktorzy musieliby dbać o to, ażeby codziennie ćwiczyć swój głos w całej skali tanów% jakie można z niego wydobywać?
Wreszcie „pisma starożytnych — jak pisze ks. Du Bos (w tym samym tomie, str. 202) - — są pełne faktów' dowodzących, że ich dbałość o wszystko, oo mogło służyć wzmacnianiu głosu, względnie nadawaniu mu piękniejszego brzmienia, graniczyła aż z przesadą. Można się dowiedzieć z trzeciego rozdziału jedenastej księgi Kwintyliaua, że w odniesieniu do każdego rodzaju wymowy starożytni zastanawiali się głęboko nad naturą ludzkiego głosu i nad wszystkimi zabiegami zmierzającymi skutecznie do wzmacniania go przez ćwiczenie. Sztuka nauczania, jak należy wzmacniać i oszczędzać głos, stała się specjalnym zawodem . Czyż deklamacja będąca wynikiem tylu zabiegów i tylu rozważali mogła być tak samo prosta jak nasza?
taktu, zabraniamy mu uawet zaznaczać rytm naszych wiewy albo nawet chcemy, by go łamał w Htopnin dostatecznym dla nadania swemu wystąpieniu charakteru prozy. Wszystko potwierdza więc, że wymowa starożytnych w codziennej rozmowie zbliżała się tak bardzo do śpiewu, że ich deklamacja była śpiewom we właściwym tego słowa znaczeniu.
§ 27. Zauważamy codziennie na naszych przedstawieniach, że śpiewacy mają wiele trudności w wyraźnym wyma-wianiu słów tekstu. Mogę więc spotkać się niewątpliwie z pytaniem, czy deklamacja starożytnych nie podlegała takim samym niedogodnościom. Odpowiadam, że nie, a uzasadnienie tego znajduję w charakterze ich prozodii.
Ponieważ w naszym języku iloczas nie ma wielkiego znaczenia, wystarcza nam, że muzyk zachowuje krótkość zgłosek krótkich a długość długich. Ale zachowując ten ich wzajemny stosunek, może on poza tym skracać je albo przedłużać, jak mu się podoba, może na przykład na jednej i tej samej zgłosce zatrzymać się przez jeden, dwa i trzy takty. Tyle samo swobody daje mu brak akcentu metrycznego, bo pozwala mu dowolnie zniżać albo podnosić głos na tym samym dźwięku. Kieruje się w tym jedynie smakiem. Z tego wszystkiego musi z natury rzeczy wynikać pewne zamieszanie w słowach podłożonych pod śpiew.
U Rzymian muzyk komponujący deklamację utworów dramatycznych musiał stosować się we wszystkim do prozodii. Nie mógł swobodnie przedłużać krótkiej zgłoski poza jednostkę taktu a długiej poza dwie jednostki; w przeciwnym razie byłby wygwizdany przez publiczność. Akcent metryczny rozstrzygał często, czy ma przejść do dźwięku wyższego czy niższego; nie zostawiał mu wyboru. Wreszcie obowiązkiem jego było dostosować rytm śpiewu zarówno do miary wiersza jak i do wyrażonych w nim myśli. W ten sposób deklamacja, naginając* się do prozodii opartej na regułach bardziej stałych niż nasza, sprzyjała, chociaż była śpiewana, wyraźnemu wygłaszaniu słów.
§ 28. Nie trzeba przedstawiać sobie deklamacji starożytnych na wzór naszych recytatywów; jej śpiew nie był w tym stopniu skomponowany muzycznie (musical). Co do naszych recytatywów, to są one dlatego tylko tak bardzo przeładowane