134 KN. 1, R. a JĘZYK I METODA
prozodia miała- w sobie elementy śpiewu (participait du chant), wymawiali jednako długo każdą zgłoskę (obseroasseni des tenues Sgales sur chague syUabe). Taki sposób wymawiania nie naśladowałby dostatecznie charakteru języka mimicznego. W czasie powstawania języków jedne dźwięki następowały więc po sobie nadzwyczaj szybko, inne bardzo powoli. Stąd powstanie tego, co gramatycy nazywają iloczasem, czyli wyraźną różnicą między zgłoską krótką a długą. Iloczas i wymowa w wyraźnych interwałach utrzymywały się razem i zmieniały się mniej więcej w tym samym stopniu. Prozodia Rzymian zbliżała się jeszcze do śpiewu; toteż ich wyrazy składały się z bardzo nierównych zgłosek, u nas natomiast iloczas zachował się tylko o tyle, o ile słabe modulacje naszego głosu czyniły go koniecznym.
§ 26. Tak jak modulowanie przy pomocy odczuwalnych interwałów sprowadziło uprawianie deklamacji śpiewnej, tak zaznaczona nierówność zgłosek dodała do niej jeszcze różnicę tempa i taktu. Deklamacja starożytnych miała więc dwie rzeczy, które cechują śpiew: modulację i rytm. Rytm jest duszą muzyki, toteż widzimy, jak starożytni uważali go za rzecz bezwzględnie potrzebną wr deklamacji. W ich teatrze był człowiek^ który podawał go przez uderzanie nogą, tak że aktor był tak samo związany taktem jak dzisiejszy muzyk i tancerz. Oczywiście, podobna deklamacja odstępuje zbyt daleko od naszego sposobu recytacji, żeby mogła wydawać się nam naturalną. Nie mówiąc już o żądaniu, żeby aktor trzymał się pewnego tonach, aż dochodzili do najniższego tonu, do jakiego się opuścili". Gdyby deklamacja nie była śpiewem, w który musiały wchodzić wszystkie tony., czyż wówczas aktorzy musieliby dbać o to, ażeby codziennie ćwiczyć swój głos w całej skali tonów, jakie można z niego wydobywać?
Wreszcie „pisma starożytnych — jak pisze ks. Du Boa (w tym samym tomie, str. 262) — są pełne faktów dowodzących, że ich dbałość o wszystko, OO mogło służyć wzmacnianiu głosu, względnie nadawaniu mu piękniejszego brzmienia, graniczyła aż ż przesadą. Można się dowiedzieć z trzeciego rozdziału jedenastej księgi Kwinty lian a, że w odniesieniu do każdego rodzaju wymowy starożytni zastanawiali się głęboko nad naturą ludzkiego głosu i nad wszystkimi zabiegami zmierzającymi skutecznie do wzmacniania go przez ćwiczenie. Sztuka nauczania, jak należy wzmacniać i oszczędzać głos, stała się specjalnym zawodem". Czyż deklamacja będąca wynikiem tylu zabiegów i tylu rozważań mogła hyc tak samo pro-sta jak nasza?
taktu, zabraniamy mu nawet zaznaczać rytm naszych wierszy albo nawet chcemy, by go łamał w Htopniu dostatecznym dla nadania swemu wystąpieniu charakteru prozy. Wszystko potwierdza więc, że wymowa starożytnych w codziennej rozmowie zbliżała się tak bardzo do śpiewu, że ich deklamacja była śpiewem we właściwym tego słowa znaczeniu.
§ 27. Zauważamy codziennie na naszych przedstawieniach, że śpiewacy mają wiele trudności w wyraźnym wymawianiu słów tekstu. Mogę więc spotkać się niewątpliwie z pytaniem, czy deklamacja starożytnych nie podlegała takim samym niedogodnościom. Odpowiadam, że nie, a uzasadnienie tego znajduję w charakterze ich prozodii.
Ponieważ w naszym języku iloczas nie ma wielkiego znaczenia, wystarcza nam, że muzyk zachowuje krótkość zgłosek krótkich a długość długich. Ale zachowując ten ich wzajemny stosunek, może on poza tym skracać je albo przedłużać, jak mu się podoba, może na przykład na jednej i tej samej zgłosce zatrzymać się przez jeden, dwa i trzy takty. Tyle samo swobody daje mu brak akcentu metrycznego, bo pozwala mu dowolnie zniżać albo podnosić głos na tym samym dźwięku. Kieruje się w tym jedynie smakiem. Z tego wszystkiego musi z natury rzeczy wynikać pewne zamieszanie w słowach podłożonych pod śpiew.
U Rzymian muzyk komponujący deklamację utworów dramatycznych musiał stosować się we wszystkim do prozodii. Nie mógł swobodnie przedłużać krótkiej zgłoski poza jednostkę taktu a długiej poza dwie jednostki; w przeciwnym razie byłby wygwizdany przez publiczność. Akcent metryczny rozstrzygał często, czy ma przejść do dźwięku wyższego czy niższego; nie zostawiał mu wyboru. Wreszcie obowiązkiem jego było dostosować rytm śpiewu zarówno do miary wiersza jak i do wyrażonych w nim myśli. W ten sposób deklamacja, naginając się do prozodii opartej na regułach bardziej stałych niż nasza, sprzyjała, chociaż była śpiewana, wyraźnemu wygłaszaniu słów.
§ 28. Nie trzeba przedstawiać sobie deklamacji starożytnych na wzór naszych recytatywów; jej śpiew nie był w tym stopniu skomponowany muzycznie (musical). Co do naszych recytatywów, to są one dlatego tylko tak bardzo przeładowane