O fryzjerze swoim nie zapomniałem. Wvwwi j Warszawskim zginął. 21onV Po p-
X
styczniu 1941 r. skończyły się ciężkim jej Dnl. będzie wołno złożyć hołd Jej pamięci. cier«80.
Droga do wolności
Źle się czułem w ostatnich dniach kwietnia 1941 r d z magazynu mundurowego razem z kolegą Czarkowski®* mogliśmy znaleźć sobie zajęcia. A usunięcie z magazynu ^ tematycznie powodowało usunięcie nas z bloku 9, który ^ lepsze warunki od pozostałych bloków. Były tu po raz szy wprowadzone trzypiętrowe łóżka. Cóż za przyjemność po. siadać własny kąt, gdzie można usiąść, zjeść spokojnie, a na- I wet na chwilę się wyciągnąć. Poza tym w 9 bloku na pierwszy® ■ piętrze mieszkali kapo, od których dostawaliśmy trochę więcej I pożywienia. Kolega Branicki namówił nas i pomógł przenieść I się na blok 10. Starał się nas otoczyć troskliwą opieką. W Wo- 1 ku tym było nam znośnie, bo kierownictwo naszej izby było w 1 rękach człowieka ideowego. Nie złorzeczył, nie krzyczał, nie wymyślał. Czytałem kiedyś książkę o stosunkach panujących w więzieniu francuskim w Gujanie91. Nie mogłem pojąć, gdy autor opisywał, że panował tam wieczny krzyk przekleństw i złorzeczeń. Niestety, w innych blokach panowały w Oświęcimiu identyczne stosunki. Blokowy ustawicznie podniesionym głosem wymyślał sztubowym, ci zaś nie inaczej wrzeszczeli na więźniów. Potoki brutalnych wyzwisk tworzyły istną saraban-dę hałasu.
90 Żona Radlicklego, Elżbieta z cl. Boryrtska (1910-1941), próbowała interweniować w jego sprawie, przypuszczalnie w siedzibie gubernatora dystryktu warszawskiego Generalnego Gubernatorstwa Ludwika Fischera przy pl. Józefa • Piłsudskiego w Warszawie. Pobita przez Niemców, po kilku dniach zmarła, osie-rocając dwoje małych dzieci.
91 Autor ma zapewne na myśli książkę Henn ru. «
h 1 nenri Charriere a (1906-1973) Pa
lli
„owa! spokój lub gwar rozmawiających kolegów. ,zbie P»"°NorbeI,a Barllckiego i oba| przypadliśmy sobie j| swą łagodził spory, uczy! znosić dolegliwości
do ^ Czarkowskim spekulowaliśmy, jak dostać się do jakiejś !|jóle-Z praCy. Przyrzekliśmy sobie pracować wspólnie. Zabieli o umieszczenie nas w kolumnie ogrodników, jako te 0*^ wiośnie i w ogrodzie czy ogródkach esesmanów można żywić- Chwilowo zatrudniono nas to przy rozbijaniu beto* si?Jeg° chodnika, to przy oczyszczaniu krawężników, to wyru-n°iiśmy poza druty do kopania w polu. Stałej, lżejszej pracy uzy* w nie mogliśmy, było to bowiem po okresie reorganizacji prac ■i jjiiocnym związaniu więźnia z jego dotychczasową pracą.
Hjoźliwość przerzucenia się z jednej kolumny do drugiej wy* magała obecnie zgody obu kapo oraz przepisania nas w księ* I! gach obu grup pracy. Niełatwo zresztą było się wcisnąć do grupy, która wykonywała lżejszą pracę, bo takich amatorów było || więcei- a nikomu się nie spieszyło z takiej grupy występować.
Poza tym dolegał mi ból nieczyszczonych zębów, który ostali biał samopoczucie. Względnie dobre warunki psychiczne w izbie osłabiała ciasnota izby. W niewielkiej izbie mieściło się w I kolo stu osób. Spaliśmy na siennikach na betonie tak ciasno ułożeni, te przewrócenie się na drugi bok wymagało wyślizgnięcia się z uścisku kolegów, dokonania obrotu w powietrzu, a potem wślizgnięcia się drugim bokiem pośród śpiących sąsiadów.
Wiosna ze swymi śnieźno-deszczowymi opadami też mim dokuczała. Po pracy w polu wracaliśmy zmarznięci I przemmzenl do nitki. Gdyby też można było osuszyć ubranie. Ale udzie taml Złożone na noc w kostkę z braku miejsca służyło lako poduszka pod głowę.
W tych nieszczególnych nastrofacli ciekawi byliśmy, Co nam przyniesie dzień i maja, dzień święta ludu pracującego Czy łydzie on wolny od pracył Widocznie i .góra' nie była tego /*•* na, oświadczono nam bowiem dopiero » pmrddzM * pierwszomajowe hedzie po**""*' ***‘W*™.
y i nuta. gdy tak zwykle przed śnią-
Wstał pochmurny ^
daniem czekaliśmy wewnątrz
113