IMGV41 (3)

IMGV41 (3)



62 WACŁAW BERENT

Kunicki gryzł i szarpał w zębach munsztuk19 od papierosa.

—    Szare życie, szare życie — bąkał. — Szary, przeciętny, nieomal zbyteczny! — wybuchnął w nagłym rozdrażnieniu. A ręka mu się trzęsła, gdy ją do papierosa podnosił.

Jelsky teraz dopiero podniósł głowę. Twarz wyciągnęła mu się wyrazem zdziwienia.

—- Panie — wołał tymczasem Kunicki — dzisiaj ci szarzy ludzie zanadto uświadamiają sobie życie na samym już wstępie. Znają nie tylko maksimum tego, co osiągnąć mogą, ale [| i to całe morze małych fałszów, lichych komedyj, mizernych I podstępów, aprobowanych podłości, jakie przepłynąć muszą. 1 Cel ich niezbyt pociąga, a droga nazbyt odraża. I to jest tragedią szarych ludzi.

—    No — „tragedią!” — skrzywił się Jelsky.

—    I pan chcesz im odebrać jeszcze wiarę w obowiązki społeczne, w ideały. Trzeba im te zostawić, chociażby...

—    Chociaż dopóty, dopóki im skóra nie stwardnieje. Potem cisną tę tarczę sami, na głowy młodszych. I to z rozmachem wielkim. Hę?

Kunicki wpadł już w pasję.

—    Więc czymże, czym mam się bronić przeciw temu smokowi wszystkich improduktywów1 2, co na mnie nałazi i ziewa mi w twarz smutkiem życiaTnudą, pustką... O tak, pustką! Zresztą, nie! Ja ciągle jeszcze nie o tym mówię, co mi dolega. Mnie dławi, oczadza, dusi po prostu niesmak, obrzydzenie i wstręt do wszystkiego! — krzyknął niecierpliwie, zerwał się i schwycił za kapelusz.

—    Wiosna — westchnął melancholijnie Jelsky, zakładając serwetkę za kamizelkę.

Podaną sobie dłoń zatrzymał jednak w ręku.

—    My wszyscy tak intensywnie odczuwamy dziś wiosnę! Wiedzą coś o tym restauratorzy miejscy. Jest to najstosowniejsza pora, aby pić.

Siłą niemal posadził go przy stole i nalał mu kieliszek wina. Kunickiego rozbrajał zupełnie ten jego spokój.

—    Ja nie jestem przyzwyczajony... Chociażby dlatego.

   Głupstwo! — Jelsky zabrał się ze smakiem do kolacji.

—    Pan nie pijasz — wywodził przy tym — ponieważ to wytwarza podobno rozszerzenie serca, nazywacie to cor bouis3. Ale wierz mi pan... (Jelsky, nie znalazłszy czegoś przy nakryciu, zadzwonił w talerz) ...wierz mi pan, stokroć gorzej nie pijać, nie szaleć, nie umieć stawiać życia na jedną kartę i wołać va banąue!4 To wytwarza z czasem cor ranae, serce żaby...

Kunicki patrzał ze zdumieniem na jego krzętny apetyt w tej chwili.

—    „Szaleć?” „Na kartę?"... Pan chyba miał Speisekarłe5 na myśli.

—    Oho — skrzywił się Jelsky. — Ja nie wrzeszczę i nie szarpię włosów jak pan, tylko rozumuję. A to nie przeszkadza mi jeść... Z takim sercem żaby gorzej żyje się na świecie

—    żadne uczucie już się w nim nie zmieści.

—    „Uczucie?!" — powtórzył Kunicki jak wprzódy. Wzruszył ramionami i bezwiednie zupełnie, jakby w złości, podniósł kieliszek do ust.

—    Miłość — tłumaczył dalej Jelsky — miłość, co słońce wesela winna zapalać nad głową, rzuca takim ludziom tylko cień goryczy, obrzydzenia i wstrętu na jałową codzienność.

—    Hę, jakaż to znana nuta!... Gdyby najada6, zbudziwszy się gdzieś w górskim uroczysku, huknęła „kocham!" — echo z dolin ludzkich przyniosłoby jej wołanie: Jałowość, nuda.

1

i0 munsztuk — ustnik, część papierosa nie wypełniona tytoniem.

2

improduktyw — człowiek dotknięty niemocą twórczą; wyraz ten spopałaryźowął Śienkiewicz w Bez dogmatu ^^improauctiuite slave>, pierwszej polskiej powieści o dekadencie.

3

   cor bouis (łac.) — serce wołu.

4

   oa banąue (fr.) — w grze hazardowej stawka o całą sumę.

5

   Speisekartę (niem.)—jadłospis.

6

   najada (z gr.) — w mit. gr. nimfa źródła, jeziora lub rzeki


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
IMGV43 (2) 66 WACŁAW BERENT Kunicki zaczął się wprost niepokoić o siebie. W kilka dni potem, po nieu
IMGV23 26 WACŁAW BERENT Czasami się zapamiętywa. —    Zochna?... Uśmiecha się miękko,
IMGV95 (3) 170 WACŁAW BERENT szy ciężko, solidnie, jakby dla zrównoważenia tej pesymistycznej melanc
IMGV96 (4) 172 WACŁAW BERENT —    Chłop tylko w gorzałce smak znajduje. W takim spoko

więcej podobnych podstron