murzą nam się podróże w kosmos. Czego tam szukamy? Odpowiedź n to pytanie, mimo mojego zainteresowania techniką rakietową, była dl. mnie coraz bardziej niejasna.
Teraz, kiedy przyśnił mi się ten dziwny sen, miałem już absolutni pewność, że prawdziwa podróż kosmiczna może dojść do skutku dopiero wtedy, gdy rozwiążemy zagadkę wszechświata.
*
Moje studia zbliżały się ku końcowi. Ostatnie zadanie, jakie otrzy małem, okazało się wkrótce zrządzeniem losu. Miałem oto wyproduko wać związek chemiczny, który po raz pierwszy wyizolował młody chemii niemiecki Ernst Otto Fischer. Był to powszechnie już znany dibenzeno chrom, składający się z dwu pierścieni benzenu, ułożonych jeden nad drugim jak dwie kromki chleba. Pomiędzy nimi unosi się zerowarto. ściowy atom chromu, ale tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, jakie wiąza nia chemiczne może mieć taki zerowartościowy atom. Ponieważ do tq pory nikomu w Kolonii nie udało się wyprodukować tego związku, moje szanse na sukces były raczej znikome. Na domiar złego już w trakcie pierwszej próby długi rtęciowy termometr wpadł mi do kolby z ciemną zupką i rozbił się. Że też akurat mnie, który byłem zawsze tak dumny z moich zręcznych rąk chemika, musiało się coś takiego przydarzyć. Lec; nagle, jak błyskawica, pojawił się pomysł — rtęć!
Rtęć zaliczana była w średniowieczu do trzech substancji:
rtęć
siarka
sól
które znakomity lekarz i chemik Paracelsus3 uznał za podstawę wszelkie materii. Zastąpił tym wyobrażeniem trwające od czasów antyku mniemanie o dualizmie siarki i rtęci. Jego zdaniem, tylko z pomocą trzeciei substancji można było zrozumieć troistą istotę natury.
Nic zastanawiając się długo, pobiegłem do magazynu chemikaliów gdzie otrzymałem llaszeczkę rtęci. Wlałem ją do kolby, uzupełniając tę z termometru Przypuszczałem bowiem, że moim poprzednikom nic udawało się wprowadzić do reakcji aluminiowego proszku pływającego w tej zupie. W napięciu oczekiwałem na moment, kiedy w ostatnim etapie eksperymentu utworzą się na końcówce chłodnicy, w wysokici próżni, przepiękne ciemnoczerwone kryształy — tak w każdym razie przedstawiano to w opisie procesu. I rzeczywiście, utworzyły się. Profesotl Linke był niezwykle uradowany i koniecznie chciał się dowiedzieć, jal
3 Paracelsus należał do tych niewielu ludzi, którzy wyprzedzali o stulecia swoją epokę
58
'"Iiilcm. Nie zdradziłem mu jednak mojej tajemnicy i na tazie nic 1 " '.owalem się całą sprawą.
*
I istne egzaminy dyplomowe rozpoczynały się od chemii oigaiin/
, l'o półgodzinnej rozmowie mój egzaminator, proli■■.ot lliikholci. *ti idzil z satysfakcją, że skoro należę do takich, co to wszystko wiedzą, i i i innie teraz o coś, czego z pewnością jeszcze nie wiem < )ln/ pi /■ d • mi laty pewien chemik uzyskał związek, który wygląda jak sainlwn /,
i "wartościowym atomem chromu między jego dwoma polowk......
> mógłbym spróbować wyobrazić sobie, jak należałoby przystąpił .1"
\ takiego związku. Oczywiście, że mogłem, i to nawet li.ml. •• .1" .'.uz.ąłem od trójwartościowej soli chromu, którą w pierwszej łozie i .I" zredukować do jednowartościowego chromu, używając d< i tęgi > Im jakiegoś metalu, np. aluminium. Wyobraziłem sobie nawet. /> igującej zawiesiny można by wpuścić trochę rtęci. Następnie zaczą ■ u .li kurs na temat metody otrzymywania zerowartościowego chronili, rmlesor Birkhofer zerwał się z miejsca, uściskał mnie i zawołał, /. t |> szeze nie egzaminował tak mądrego Kandydata Nauk Chemie/ m i. ’ Ja koniec dał mi wymarzoną ocenę.
I u dy znalazłem się znów na korytarzu, zrozumiałem nagle, co na .li /darzyło się przed chwilą. Oto po raz drugi zetknąłem się z ze
.......i mwym atomem chromu, co z pewnością nie było dziełem przy
, u u Nie wiedziałem jeszcze wówczas, że kiedyś spotkam się osobiście u i yivt ą tego interesującego związku. Profesor Birkhofer był zdania, i . In i dostanie kiedyś za swoje odkrycie Nagrodę Nobla, z czym się u u u zgadzałem. I rzeczywiście. Kiedy wiele lat później rozmawia .mu był już od dawna noblistą.
*
i ......his dnia odwiedziłem profesora Fehera, dyrektora Instytutu
i .mi Nu tugiinicznej.
• ../ I n,d/ic pan pewnie chciał zająć się teraz chemią organiczną .. .l.i.il nu wstępie.
In panie profesorze — odparłem. — Nie po to studiowałem il>\ .1" końca życia zajmować się związkami jednego tylko pici . .i a ( lut; z.c,lać anorganikiem, ponieważ interesuje mnie cala che \ liku płnwiastki.
* i v nims/ego pana zabłysły.
l'-i i t| nie /durzą się już, aby ktoś tak mówił, panie l'llthin . u ... illa puna miejsce w takim dziale, gdzie trzebił dużo chemii /iicj pulu.la ule |csl jednak całkiem bezpieczna. It/eba się nu lnu (cii paił oliwiony?
Vł