która może być zwiastunem głębszego uczucia, a nie wymaga tak ścisłych kontaktów. Rozpatrywałem nawet możliwość spontanicznej miłości od pierwszego wejrzenia, chociaż sama myśl o tym wywołała rzadki u mnie w tym okresie uśmiech.
Kiedy ze względu na bezpieczeństwo lub konieczną współpracę uprawiano razem myślistwo czy zbieractwo, całą wzajemną życzliwość, jaka mogła się przy tym zrodzić, tłumiła natychmiast zazdrość przy rozdzielaniu łupów — jeżeli zdobyto je wspólnie — albo po prostu zawiść na widok kogoś, kto je, choćby to pożywienie zdobył tylko własnym trudem. A gdyby przypadkiem — co jest nie do pomyślenia — nie wystąpiła zazdrość lub zawiść, ich miejsce zajęłaby podejrzliwość i obawa, czy się przypadkiem podczas wspólnego wysiłku nie zaciągnęło jakiegoś długu, który koniecznie należy potem komuś spłacić. Najczęściej wchodziły w grę wszystkie trzy uczucia: zazdrość, zawiść i podejrzliwość* które nie stwarzały najżyźniejszej gleby dla sympatii. Jak sądzę, powinienem w tym miejscu podkreślić, że nie" jest to bynajmniej pobieżne wrażenie, ale podsumowanie setek stron notatek mozolnie opisujących zdarzenie po zdarzeniu, z których chyba dość dużo przytoczyłem tu w formie przykładów. A oto kilka przykładów odmiennej natury, potwierdzających to, co inaczej mogłoby zostać uznane za produkt chorej wyobraźni. Pomińmy drastyczne aspołeczne poczynania — jak naśmiewanie się z leżącej na wznak i niezdarnie wymachującej nogami Loono, bicie Lolima w głowę niczym w bęben, grę w „tuż, zanim przełknie” z Eda-pą czy przewracanie pełzających kościotrupów — przyjrzyjmy się natomiast zwykłym, na pozór nieszkodliwym codziennym czynnościom, które same w sobie nie mają wyrządzić nikomu krzywdy ani przykrości.
Głównym surowcem do wyrobu różnych rzeczy są pnącza, z których Ikowie wyrabiają powrozy i sznury, a które nie splecione, lecz pocięte na paski, służą dc wiązania chat. dachów, ogrodzenia, koszyków i innych przedmiotów codziennego użytku. Są różne rodzaje sznurków, ale najpopularniejszy, tak zwany sim, wyrabia się z kory pewnych małych drzewek, również zwanych sim, nie z pnączy. Wymaga to pracy tylko jednej osoby, ale, jak inne podobne czynności. Ikowie czasami wykonywali ją wspólnie, chociaż mogło nie paść przy tym ani jedno słowo. Po prostu patrzyli tylko na siebie od czasu do czasu. I właśnie te spojrzenia wiele o nich mówiły. Drzewa sim rosną zwykle razem, w niewielkich kępach, do wyrobu sznurów potrzebna jest tylko ich kora. Odzierano ją kamieniem w kształcie klina, nacinając korę na wysokości mniej więcej trzydziestu centymetrów od ziemi i po obu stronach drzewa na wysokości około półtora metra. Po odcięciu gałęzi jak najbliżej pnia obijano korę płaską stroną kamiennego klina albo też innym kamieniem odpowiedniego kształtu. Obluzowaną w ten sposób korę wystarczyło podważyć i zaparłszy się stopą o podstawę drzewa ciągnąć w górę, po czym mocno szarpnąć — odrywał się pasek kory na całej długości drzewa, aż do miejsca, w którym ucięto gałęzie. Właśnie przy tej czynności można było doznać niepowodzenia, toteż Ikowie przerywali własną pracę i patrzyli na tego, który to robił, z nadzieją i oczekiwaniem. Jeżeli wszystko się udało, wracali do swojego zajęcia, ale jeżeli pasek kory pękł na sęku albo w miejscu, gdzie gałąź ucięto zbyt blisko czy też nie dość blisko, wokół rozlegały się wybuchy śmiechu. Chłodna, rzeczowa ocena po latach prowadzi do myśli, że jedynym motywem wspólnej pracy w tym i wielu innych podobnych przypadkach była przyjemna perspektywa uciechy z czyjegoś niepowodzenia. Na di, gdzie wykonywano bardziej precyzyjną i interesującą pracę, splatanie sznurów, Ikowie nie patrzyli już na siebie, choć czasem spoglądali na samą robotę, w nadziei, że uda się ją skrytykować. Jednakże podczas zdzierania kory oczy pożądliwie śmigały z drzewa na twarz, chcąc uchwycić pierwszą oznakę rozdarcia, a później wyraz gniewu i zawodu.
Podobnie rzecz się miała z wieloma czynnościami wykonywanymi na di, gdzie zbierano się tylko w celach towarzyskich. Oprócz wpatrywania się w przestrzeń (co robiono najchętniej), na di zajmowano się także wyrobem dzid i ka-raców./Produkcja dzid wymagała pewnej współpracy, gdyż nie każdy chciał czy umiał posługiwać się narzędziami z kamienia, ale za to dawała ogromne pole do kpin i krytyki. •Karace natomiast robiono od początku do końca w pojedynkę, począwszy od wybrania i ucięcia odpowiednio rozwidlonej gałęzi, która miała w przyszłości zamienić się w pod-główek. Przy tej czynności jednak, podobnie jak przy zdzieraniu kory, Ikowie często nie odstępowali jeden drugiego, gdyż do końca istniała tu możliwość porażki. Przy strugali*
195