Słowo „bardziej” (powtórzone d#pfcroi|iię!) byłd ifj|rtką, przez którą do Kościoła mormonów weszło bardzo wiele głęboko reli-gijnych',’£>sób z innych kościołów. Zaś obrzędowe wiełożeństwo było fantastycznym dodatkiem, ułatwiającym tworzenie .nowej grupy wyznaniowej.
Religijnie usankcjonowana „rozpusta” pociągała wiele osób zmęczonych surowymi zakazami moralnymi protestantyzmu,™ to po pierwsze. A po drugie - ten, kto przystąpił do mormonów, sta-wał «%Utor|K»cZ!fiLie wyrzutkiem w swojej dotychczasowej grupie i już nie miał odwrotu. Odrzuceni mieli tyfgSI siepe nawzajem - to cementowało nowy Kościół.
* * *
Mormoni tułali j§f.ę jakiś czas po Missouri i Illinois, gdzie w roku 1844 tłum zamordował ich przywódcę. Zastąpił gó Brigham Young, który powiódł 12 tysięcy mormonów przez pustynię, do ich Ziemi Obiecanej w dzisiejszym stanie Utah. Tam, nad Wielkim Słcflym Jeziorem, zbudowali swoje niezależne państwo religijne.
Do Stanów Zjednoczonych przystąpili dopiero w roku 1897,. gdy spełnili warunek podporządkowania się prawd federalnemu zakazującemu wielożeństwa. Dopomógł w tym bardzo anioł Mo-roni, który zjawił się ponownie iodwołał nakaz poligamii, Zastępując go jej surowym potępieniem.
|S||| Pewne grupy ortodoksów do dnia dzisiejszego uważają, że IMIr Moroni w czasie swego pierwszego przyjścia nie mógł się po prostu pomylić - ani w kwestii liczby żon, ani w żadnej innej P- bo przecież aniołowie jako posłańcy Boga są nieomylni. Ortodoksi traktują więc jego „ponowne przyjście”, jak koniunkturalną bujdę wymyśloną przez władze Kościoła mormonów, na potrzeby polityki.
Jeszcze w roku 1955 milicja stanowa Arizony przymusowo zlikwidowała całą wieś poligamistów. Po tamtym wydarzeniu różnych miejscach USA i Kanady zaczęły powstawać samodzielne osiedla mormońskie, otoczone murem i z własną ochroną. Dopóki nie wpłynie oficjalne zawiadomienie o dokonaniu jakiegoś przestępstwa, władze nie mają prawa wkraczać na prywatny teren i dzięki temu wielu mormonów żyje sobie spokojnie w związkach poligamicznych.
1 106 1
Zresztą dzisiaj mury i ochroniarze strzegą raczej dobrobytu mieszkańców niż moralności publicznej. Świat wokoło zmienił się - przeżyliśmy epokę komun hippisowskich, nikogo już nie dziwią rozwody i konkubinaty, są miejscą, gdzie legalizuje się związki homoseksualne, w handlu dostępne są filmy pornograficzne w których jeden pan „obsługuje” kilka pań - w tym kontekście mormoni ze swoją poligamią przestali szokować.
Tym bardziej że wcale nie domagają się uznania swoich ślubów przez państwo - wystarcza im dyskretny ceremoniał, religijny. No i nie bardzo jest ich za co karać - praWo nie zabrania tego, co robią, czyli dobrowolnego łączenia się ludzi we wspólnoty. Choćby zasadą takiego związku było dzielenie łożą z kilkoma kobietami, wspólne prowadzenie domu i wychowywanie dzieci.
Wielu mormonów uważa, że ich przodkowie wyprzedzili swój czas, a świat, który wciąż ich piętnuje za „niemoralne” obyczaje, niedługo przyzna im rację. Zwolennicy wielożeństwa spokojnie czekają na jego zalegalizowanie.
- To się musi stać prędzej czy później - mówią.
Pewien Arab - nazwijmy go Hassanem - wierny wyznawca isla-iPęP mu, wyemigrował ze swego kraju ojczystego do Kanady. Był bardzo bogaty, ą w Kanadzie zainwestował tyle pieniędzy,'że przysługiwało mu automatycznie obywatelstwo. Zmienił więc paszport, a potem, już jako Kanadyjczyk, zaczął się ubiegać o obywatelstwo dla swojej najbliższej rodziny - kilkorga dzieci i... DWÓCH żon. *
Władze nie bardzo wiedziały co z tym fantem począć, gdyż' Ustawa o łączeniu rodzin nakładała na nie obowiązek przyznania obywatelstwa dzieciom i żonie. Niestety przepisy nie mówiły, czy każdej żonie, czy tylko jednej.
Najpierw więć przyznano obywatelstwo tej poślubionej jako pierwsza, uznając drugą żonę za konkubinę, Potem Kanadyjczykami zostały wszystkie dzieci (ze względu na ojcostwo Hassana także dzieci „konkubiny”). Na końcu zaś do nieletnich dzieci dołączyła ich biologiczna matka,- druga żona Hassana.
Urzędnikom wydawało się, że to Salomonowy wyrok - cała rodzina została połączona zgodnie z Ustawą, a jednocześnie nie połączono - przynajmniej oficjalnie drugiej żony z jej mężem.