PAŁUBA
był mógł o tym wspomnieć jako o świętym symbolu, a, to co innego, ale skoro idealna, czysta miłość zrobiła fiasco, na cóż było jej urągać? Zresztą mówić o doktorze, masce itd., to psuło mu symetrię obrazu dalszej miłości, opisywać zaś to, co zaszło przed interwencją Eskulapa, było mu i żal, i wstyd. Albowiem odwaga jego anektowała różne szczegóły z życia seksualnego z wolna, między jedną a drugą aneks ją upływały miesiące i lata, i owe szczegóły tworzyły długo terytorium sporne między postulatem odwragi a zakorzenionymi przesądami „estetyki”. „Estetyka” zaś tkwiła w nim dwoma korzeniami. Je-[248] den: prymitywny strach, wpojony na podstawie powszechnej milczącej umowy ludzkiej, i ten korzeń był istotny i właściwy, ale Strumieński nigdy by się do niego nie przyznał, bo wszakże był człowiekiem „europejskim” i postępowym. Był więc drugi korzeń : teoretyczny, zwany pospolicie odwiecznym i u wszystkich ludzi jednakowym kryterium dobrego smaku (por. str. 132 i 133), takim samym jak to, na podstawie którego 2 + 2 dla wszystkich ludzi ze zdrowym rozsądkiem jest 4. Ten to korzeń pozorował działanie tamtego, chłopskiego. Dlatego Strumieński był odważnym tylko przy wymienianiu i opisywaniu tych faktów, które mógł połączyć z jakimś gotow^ym już albo do sporządzenia łatwym chaosem i hałasem poetyckim, takim szum-bum, takimi skrzydłami, takim poetyckim balonem, który odrywał brzydki fakt od ziemi i unosił go pod niebiosa. — Ale nie tylko to. Jak powiedziałem, Strumieński, lubo nie miał literackich pretensji, jednak tak obył się z literacką kulturą, że pisząc widział siebie niejako wT to-
warzystwie ludzi, wprawdzie mądrych, subtelnych wyrozumiałych, ale bądź co bądź ludzi. Otóż gdy w myślach swoich stawał przed forum takich czytelników, było mu i żal, i wstyd, bo właśnie tego rodzaju wspomnienia były mu milsze niż inne, w nich miał historię, postęp, wspólną zdradę ideału, a nie wiedział wcale, jakby się to innym ludziom wydało, czuł się wobec nich bezbronnym. —
Były to jednak skrupuły odnoszące się raczej do pisania, które w razie potrzeby można było po prostu odłożyć. Ważniejszymi były odkrycia, które robił sam, grzebiąc z okazji zamiaru pisania w kompleksie „Angelika”. Tu napotykał dalej na momenty pałubiczne 1. I tak np. ważnym powodem, dla któ-ego wymijał epizod „hymen cornutum”, była także nagła myśl: jakim sposobem on mógł dowiedzieć się, że Angelika taką była? Skąd ona sama o tym wiedziała? Mogło to się stać wskutek pewnych oznak izjologicznych, ale także... Przed jego fantazją przeleciał nagle żółty motyl zazdrości i znikł. Potem przychodziła mu często na myśl owa „reszta” nieodgadniona w Angelice, a najbardziej zastanawiało go to, że porównując Angelikę z Olą, widział w obydwóch wiele podobieństw w zachowaniu się, w zapatrywaniach — kładł to na karb „kobiecości” (das Ewig-Weibliche), przez co jednak psuł sobie plan pojmowania przeszłości (zaznaczony np. na str. 127 w. 27 i n.). Dalej zdawał sobie sprawę z tego, że i on nie kochał Angeliki całkiem tak, jakby według tego pla-
Całość ich wyczerpana będzie dopiero przy końcu rozdz. XVII i z początkiem XVIII.