PAŁUBA
nu wypadało, że użył sztuczki, aby nie pokazywać jej obrazów, że nazwał wprawdzie jedno źródło jej imieniem, ale nie wprowadził tej nazwy w używanie itd. Strumieński nie wiedział, że rzeczy jak ta ostatnia robi się dla zabawki, i więcej wartości ma dorywcze pomyślenie i wypowiedzenie takiego projektu niż wykonanie go. Traktował miłość jak rzecz religijną, szło mu o tzw. czyn, a jednak źródła nie oznaczył nawet na mapie (bo wstydził się) pod pozorem, że chce uniknąć profanacji imienia Angeliki, nie kładąc go na usta innych ludzi. — Zapuszczając się dalej w gęstwę wspomnień, przypomniał sobie — [250] ale jakby przez mgłę — jedną umowę między sobą a Angeliką: że się nie ożeni, choćby potem, w umowie niby odwołującej tamtę, ona go nawet prosiła, by się po jej śmierci ożenił. Co za naiwność w tym jej wyrafinowaniu! — jakby to szło tylko o żenienie się. A przy tym — czy mu się tylko zdawało? — ta jej zazdrość, że on żyje, a ona umierać musi, zazdrość, pokrywana szlachetną rezygnacją. Albo jak jej obiecywał, że nigdy w życiu nie dotknie już żadnej kobiety — ale nie przysięgał, nie zapędzał się za daleko, trzymał się pewnej miary w obietnicach (punkt fałszywy). Takie samo prześliźnięcie się koło rzetelnego niebezpieczeństwa w miłości uratowało go od strzelenia sobie wT łeb (zapomniał już, że szło o utopienie się) po śmierci Angeliki (por. str. 98). W związku z tym medytował nad rozbiciem się projektu wspólnej śmierci przez miłość — i robił w myślach zarzut Angelice, że może tylko wskutek jej sceptycznego zachowania się projekt ten pozostał tylko zabawką, bo on nie chciał przed nią zblamować się bra-
Cjloc.Sju£>.ł •ti-cM ruXx>C2>’<?
JUtóffcti
c
-fcoju.
_ PIERWIASTEK FAŁUBICZNY
niem go zbyt na serio! (punkt wstydliwy). I tak powoli, brnąc dalej w przykrych odkryciach, przekonywał się pesymistycznie, że właściwym tłem wszystkich uczuć i porywów jego była dziwna obojętność i egoizm, otaczający go niewidzialną, braterską opieką.
Wreszcie, rozważając zajścia przed samobójstwem Angeliki, napotykał dużo momentów zagadkowych lub takich, o których myślał jakby tylko ukradkiem przed innymi myślami. Szło tu o jedną większą tajemnicę, która była właściwie najgłówniejszym motorem jego eksperymentów i nadawała jego podziemnemu życiu tak niezwykłą siłę, tak maniacką /2511 wytrwałość — ale ona sama była w tym życiu Minotaurem i psuła zupełnie jego symetrię. Mam na V >
'c >
myśli przypuszczalną przyczynę samobójstwa Angeliki, która wypłynie na jaw dopiero w ustępie XVII. Teraz Strumieński jeszcze ją zacierał, chociaż — co już tu podnieść trzeba — on sam dobrze nie wiedział, jak się „to wszystko” odbyło. Otóż gdy się nad obmyśleniem (sic!) tego przejścia zastanawiał, wpadła mu na myśl pewna hipoteza, dziwaczna, ale mająca w sobie szanse prawdopodobieństwa. Przypomniał sobie, że gdy przybywszy do domu po połogu Ange-Liki, domagał się natarczywie pokazania mu martwego dziecka, powiedziano mu, że dziecko jest pochowane. Zrobił awanturę, lecz Angelika traktowała jego hałasy i rozpacze nieco pogardliwie, powiedziała: Dziecko jest tu koło mnie, przykryte prześcieradłem! i odkryła prześcieradło. Było to wieczorem. Z daleka ujrzał niewyraźną bryłkę ciała, które Angelika pospiesznie zakryła, prosząc go dziwnym tonem, by