16297 ScannedImage 47

16297 ScannedImage 47



i przez wąwóz Czakolotam dotarliśmy na drugą stronę do stóp góry Meraniang.

Podczas uciążliwej drogi powrotnej krzepił mnie bardzo widok Atuma, który na tym kamienistym szlaku też cierpiał katusze. Kilka razy się pośliznął, co wywołało z naszej strony wybuchy śmiechu, i co chwila stawał, żeby odpocząć, ściskając obiema rękami kręgosłup. Mimo że sam straciłem już paznokcie dużych palców u nóg, miałem przyjemne uczucie. że mogę z łatwością wyprzedzić Atuma, który ciężko dysząc został z tyłu, i wyobrażałem sobie już, jak miło będzie siedzieć na di i śmiać się z niego, kiedy w końcu dotrze do wioski. Ale niestety musiałem wyrzec się tej przyjemności. Po powrocie do swojej zagrody osłabłem, wszedłem prosto do chaty, gdzie zagrzałem trochę wody, która mogła komuś uratować życie, i wymoczyłem w niej nogi. Zdawałem sobie sprawę, że podczas tej krótkiej wyprawy uzyskałem cenne informacje, byłem jednak zły, że zachowanie Nangoli i jej rodziny wzruszyło mnie i osłabiło chwilowo moją czujność. Doszło do tego, że po tamtej stronie góry Lomil podzieliłem się swoją żywnością z A tumem i Lodżierim, i teraz mogą się znów tego spodziewać. Wyjąłem nogi z wody, pokuśtykałem do swojego odoku i szczelnie go zamknąłem, a kiedy usłyszałem rzężenie Atuma: „Ida piadżi”, nie odezwałem się, zastanawiałem się tylko, co mam zjeść na obiad.

Nadal panowała katastrofalna susza i chociaż Turkanie nie nawiedzali już doliny Kidepo, grabieże wciąż trwały. Nocami słychać było w oddali strzały, bliżej zaś ryk bydła, które pędzono od jednego właściciela do drugiego. Wywoływało to coraz silniejsze protesty ze strony rządu, przekazywane przez policję, nie dość bowiem, że ginęli ludzie, ale przez ustawiczne przemieszczanie bydła wiele chorych sztuk dostawało się na nie skażone tereny i zarażało inne stada. Sytuację pogarszał jeszcze coraz większy napływ uchodźców z Sudanu, skąd dawały się słyszeć odgłosy strzałów karabinowych i jakby nawet artylerii. Niektórzy gnali ze sobą bydło i szli prosto do Kaabongu, gdzie rząd kupował od nich stada i wysyłał Didingów na górę Kadam, na której znajdował się obóz uchodźców. Pozostawał jednak problem, co robić z bydłem. Gdyby zarzynano je w Kaabongu, pasterze, uznający to za zbrodnię, mogliby zapałać gniewem i żądzą odwetu, mimo że bydło nie należało już do nich. Wobec tego zarażone bydło trzeba było wysyłać na ubój na południc, częstokroć przez nie skażone jeszcze tereny, tym samym narażając je na niebezpieczeństwo zarazy.

Ikowie wiedzieli o tych kłopotach, ale się nimi nie przejmowali, można by nawet powiedzieć, że trudności, jakie miał kto inny, cieszyły ich, mimo że sami z tego powodu czasem cierpieli. Pewnego popołudnia zjawił się tu Ik z Na-wedo, który zataczając się z osłabienia przebył szczyt Mera-niang i zszedł do Pirre, aby szukać u mnie ratunku. Nikt go do mnie nie przyprowadził, po prostu zauważyłem, że siedzi na ziemi za ogrodzeniem. Ciało lewego ramienia, częściowo odcięte od kości i mocno pokiereszowane, owinął brudną szmatą, noszoną zwykle na ramieniu. Prowadził właśnie Do-dosów z grabieży, kiedy dopędzili ich Turkanie i ugodzili go dzidą. Zebrana wokół grupka ludzi obserwowała z ciekawością moje wysiłki, aby jakoś opatrzyć mu ranę, i wszyscy wybuchnę]! śmiechem na widok zgrozy, jaka mnie ogarnęła, kiedy wraz z materiałem od ciała oderwał się kawał mięsa. Ranny powiedział, że mu to mięso odcięto, ale on je przyłożył z powrotem myśląc, że może się zrośnie. Jak najprę-dziej obmyłem mu ranę, łącznie z tym kawałkiem mięsa, obandażowałem czystym bandażem i poszedłem zaparzyć sobie herbatę. Kiedy wróciłem medytując nad tym, jak odtransportować rannego do Kaabongu, nie było go już za ogrodzeniem i nikt nie wiedział, dokąd poszedł.

Absolutny brak poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka, brak poczucia więzi z kimkolwiek lub potrzeby czyjejś obecnośc^najwyraźniej i na każdym kroku widać było w stosunkach rodzinnych. Ikowie niby wciąż je uznawali, ale nie szło to w parze z konkretnym działaniem. Kiedy z zakażonej piersi Bili lała się ropa na dziecko, które karmiła, i na jedzenie, które spożywała, nie przejmowała się tym, co grozi jej i dziecku. Wiedziała, że to niezdrowe, ale kiedy jej powiedziałem, że w ten sposób zarazi innych, na przykład własną rodzinę, była bardzo zdziwiona — nie tym, że kogoś zarazi, ale tym, że ktokolwiek się spodziewa, iż ona może się o to troszczyć. Kiedy cierpiąc najboleśniej siedziała pod odokiem i płacząc trzymała się za ropiejące i zakrwawione piersi, jej ojciec, Atum, zwrócił na nią u*’’agę tylko po to, żeby zapytać, czy musi siedzieć akurat w tym miejscu — tarasuje wejście, a od jej płaczu boli go głowa. Był to w ogóle jeden z nielicznych wypadków, kiedy Atum raczył odezwać się do córki. Ilekroć chciałem z nim porozmawiać

177


12 Ikowie, ludzie gór


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
74166 Obraz04 (3) radzieckiego korpusu. Jednakże natarcie 47 A, której lewe skrzydło dotarło na poł
zdjęcie szkolne25 Gdy światło zielono, marsz na drugą stronę -    Kiedy wolno przech
zdjęcie szkolne25 Gdy światło ziolono, marsz na drugą stronę -    Kiedy wolno przech
roerem przez przejście dla pieszych Zapamiętaj! Jeśli poruszasz się rowerem i chcesz przejść na drug
cwiczenia w czytaniu004 Gdy światło zielone, marsz na drugą stronę. -    kiedy wolno
47 Różnica kłamstwo w szkole, któremu nauczyciel za karę odwrócił palto na drugą stronę, kazał
zdj?cie szkolne25 Gdy światło ziolono, marsz na drugą stronę -    Kiedy wolno przech
podstawowe grupy asortymentowe obuwia oferowanego przez „PABUT" S.A., ze względu na grupę odbio
DSC57 (2) StOtAwu- „ ^°w.*ne ria %tMm opozniem* oowrrt..* przez Podróżnego iz z*r>*sem na wypa
Sponsorzy4401 djvu wią się przed wydaniem pod pokrywą na ogień. Skoro zraziki zbieleją , obraca
Instrukcje SAMOLOCIK —    Odwróć arkusz papieru na drugą stronę, tak aby drukowane

więcej podobnych podstron