gazowych, oświetla na wysokości nagich kolan i łydek parę kroczących nóg. Boy zbliża się trzymając lampę za ucho w zwisającej wzdłuż ciała ręce. Cienie tańczą na wszystkie strony.
Boy nie doszedł jeszcze do niskiego stolika, gdy słychać głos A..., wyraźny i opanowany; poleca, by lampę postawiono w jadalni, zamknąwszy w niej uprzednio okna, jak co wieczór.
„Wiesz dobrze, że nie należy przynosić tutaj światła. Przyciąga moskity".
Boy nic nie powiedział i nie zatrzymał się nawet przez chwilę. Idzie dalej, tym samym miarowym krokiem. Doszedłszy do drzwi wykonuje ćwierćobrót w stronę korytarza i znika w nim, zostawiając za sobą w blednącym świetle obramowanie drzwi, trójkąt na kamiennych płytach, a za nimi sześć słupków tarasu. Potem wszystko przestaje istnieć.
Zwracając się do boya A... nie odwróciła głowy. Promienie światła padły więc po jej prawej stronie. Jej jasno oświetlony profil pozostał na siatkówce oka. W ciemności nocy, z której nie wyłaniają się żadne przedmioty, nawet te najbliższe, świetlista plama przemieszcza się dowolnie, rysując fragment czoła, nosa, brody, ust... .
Plama występuje na ścianie domu, na kamiennych płytach, na pustym niebie. Jest w ■każdym miejscu doliny: od ogrodu po rzeczkę i w przeciwnym kierunku. Jest także w
gabinecie, w sypialni, w pokoju jadalnym, w salonie, na dziedzińcu, na drodze oddalającej się ku głównej szosie.
A... tymczasem nie przesunęła się nawet o centymetr. Nie otworzyła ust, jej głos nie zamącił grania nocnych świerszczy, boy nie wszedł na taras, nie przyniósł więc lampy, wiedząc bardzo dobrze, że jego pani tego sobie nie życzy.
Wniósł ją do sypialni, gdzie jego pani szykuje się do droga.
Lampa została postawiana na toaletce. A... kończy właśnie swój dyskretny makijaż: róż na wargach jest w tym samym odcieniu co ich naturalny kolor, lecz w zbyt mocnym świetle wydaje się nieco ciemniejszy.
Dzień nie wstał jeszcze.
Frank powinien zaraz przyjechać, by zabrać A... i odwieźć do portu. A... siedzi teraz przed owalnym lustrem, jej twarz odbija się w nim, oświetlona tylko z jednej strony, co sprawia, że widać ją w podwójnym ujęciu — na wprost, z profilu — oba te ujęcia dzieli niewielka odległość.
Pochyla się jeszcze bardziej w stronę lustra. Dwie twarze przybliżają się. Jedną od drugiej dzieli już odległość zaledwie trzydziestu centymetrów, lecz zostają w tej samej pozycji i w tym samym do siebie odniesieniu: profil i en face, które niezmiennie oddziela ta sama odległość.
Prawa ręka d jej odbicie w lustrze obwo-
101