54
oznaczało wyjście naprzeciw doktrynie katolickiej włoskich, tak ściśle związanych z Kościołem, kręgów finansowych. Pamiętać zaś trzeba, że używane przez św. Tomasza określenie turpitudo [haniebnej (którym piętnowano nawet nieuniknione, a więc etycznie dozwolone osiąganie zysku), charakteryzowało antychre-mafystyczne poglądy dość szerokich kręgów”.
I nawet tam. gdzie doktryna przystosowała się jeszcze bardziej. jak u Antonina z Florencji, nigdy nie zniknęło bez reszty poczucie, że w przypadku działalności zarobkowej jako celu samego w sobie, mamy do czynienia z pudendum [wstydliwością], którą istniejący porządek życia nakazuje tolerować. Poszczególni etycy tamtej epoki, zwłaszcza nominaliści, godzili się z pierwocinami kapitalistycznych form ekonomicznych, jako po prostu
z rzeczywistością. Próbowali przedstawiać je jako dozwolone, etycznie bez zarzutu, gdyż handel i industria są konieczne: zresztą nie bez wewnętrznej sprzeczności. Natomiast panująca etyka odrzucała turpitudo jako -ducha kapitalistycznego*, a przynajmniej nie potrafiła ocenić go pozytywnie pod względem moralnym. Taka -moralna ocena*, jak u Franklina. byłaby po prostu nie do wyobrażenia. Był to przede wszystkim pogląd samych zainteresowanych kręgów kapitalistycznych. Praca ich życia, o ile stali na gruncie tradycji kościelnej, była w najlepszym razie czymś moralnie indyferentnym, tolerowanym, ale też — choćby z powodu stałego niebezpieczeństwa kolizji z kościelnym zakazem lichwy — czymś dla zbawienia wątpliwym. Bardzo znaczne sumy, jak pokazują źródła, otrzymywały instytucje kościelne po śmierci bogatych ludzi jako -opłatę sumienia*; czasem też otrzymywali je dawniejsi dłużnicy, jako zwrot niesłusznie pobranych ustira (procentów). Inaczej było w kręgach patrycjalu, już oderwanych od tradycji, no i oczywiście wśród heretyków. Ale również ludzie sceptyczni i oderwani od Kościoła, dla zabezpieczenia się przed niepewnym stanem po śmierci, jako że zewnętrzne poddawanie się nakazom Kościoła wystarczało do zbawienia, woleli na wszelki wypadek posłużyć się jakimiś sumami”. Właśnie tu widać wyraźnie pozaetyczny, czy wręcz sprzeczny z etyką, przypisywany swojej działalności przez samych zainteresowanych, charakter. Jak więc z tego, zaledwie etycznie tolerowanego działania, powstał zawód w rozumieniu Franklina? Jak wyjaśnić fakt, że w samym centrum rozwoju kapitalizmu ówczesnego świata, we Florencji XIV i XV wieku, na tym rynku kapitałowym wszystkich