156
156
Możemy oczywiście dojść do wniosku, jak zasugerował Frank Kermode, ze annalista z Sankt Gaiien nie był zbyt dobrym diarystą, i taki zdroworozsądkowy pogląd jest wy. raźnie uzasadniony. Lecz z teoretycznego punktu widzenia
nieumiejętność prowadzenia dobrego dziennika nie różni się od braku chęci wykonania tego zadania. W dodatku jeśli chodzi o zainteresowanie formą narracyjną, narracja „kiepska” może powiedzieć nam więcej na temat narracyjności niż narracja dobra. Jeżeli prawdą jest, że annalista z Sankt Gallen był narratorem nieporządnym czy leniwym, to musimy zapytać, czego mu brakowało, aby stać się narratorem kompetentnym. Co pozwoliłoby ułożonej przez niego chronologii przekształcić się w narrację historyczną?
rżeń, zarejestrowanych po stronie prawej. Tym, czego annaliście zabrakło, aby przekształcić zbiór odnotowanych wypadków w narrację, była umiejętność nadania im „charakteru zdaniowego”, który implicite charakteryzuje przedstawienie następstwa dat. Brak ten przypomina zjawisko nazwane przezJakobsona „zakłóceniem w dziedzinie przyległości” ujawniające się w mowie pod postacią „agramatya*
Samo wertykalne uporządkowanie wydarzeń świadczy o tym, że naszemu annaliście nie brakowało świadomości metaforycznej czy paradygmatycznej. Nie cierpiał on na dolegliwość, którą Roman Jakobson nazwał „zakłóceniem w dziedzinie podobieństwa”. W istocie rzeczy, wszystkie zdarzenia zarejestrowane w kolumnie po stronie prawej wydllf-ją się traktowane tak, jakby były tego samego rodzaju. Wszystkie one są metonimiami ogólnego niedostatku bądź nadmiaru zapisywanej przez annalistę „rzeczywistości . Różnica — znaczące zróżnicowanie w ramach podobieństwa—widoczna jest jedynie w kolumnie lewej, utworzonej przez rejestr dat. Każda z nich funkcjonuje jako metafora pełni i kompletności czasu Pańskiego. Wywoływany przez tę kolumnę obraz uporządkowanego następstwa nie ma swojego odpowiednika w sferze naturalnych bądź ludzkich zda- I
» a w obrębie dyskursu poprzez rozpad „związków gramatycznej współzależności i podległości'’, dzięki którym [zbiory nieuporządkowanych słów” mogą być przekształca w znaczące zdania.15 Nasz annalista nie był oczywiście Uafatykiem, na co dobitnie wskazuje jego zdolność do budo-| wania takich zdań, lecz brakowało mu umiejętności zastę-j powania jednych znaczeń drugimi w łańcuchu semantycz-I nych metonimii, które przekształciłyby jego rejestr w dys-I kurs o zdarzeniach pojmowanych jako zmieniająca się w czasie całość.
Umiejętność wyobrażenia sobie zbioru wypadków jako | należących do tego samego porządku znaczeniowego wymaga jakiejś metafizycznej zasady przekształcającej różnicę I w podobieństwo. Innymi słowy, wymaga ona obecności -Pomiotu” wspólnego dla wszystkich odniesień rozmaitych zdań rejestrujących wystąpienie zdarzeń. Jeśli taki podmiot istnieje, to jest nim „Pan”, którego „lata” uważane są za prze-jawyjego potęgi, sprawiającej, że wydarzenia mają miejsce. A zatem podmiot przekazu nie istnieje w czasie i nie mógł funkcjonować jako podmiot narracji. Czy wynika z tego, że warunkiem pojawienia się formy narracyjnej jest jakiś odpowiednik Pana Boga, jakiś święty byt obdarzony Jego autorytetem i mocą, który wszakże istnieje w czasie?Jeśli tak, to cóż mogłoby być takim odpowiednikiem?
Natura takiego bytu, zdolnego do pełnienia funkcji centralnej zasady organizującej znaczenie dyskursu, który jest zarazem realistyczny i posiada strukturę narracyjną, przywołana jest w typie przedstawienia historycznego znanym jako kronika. W powszechnej opinii historyków historiografii kronika reprezentuje „wyższą” formę historycznej kon-ceptualizacji, a jako typ przedstawienia historycznego jest nadrzędna w stosunku do rocznika.16 Nadrzędność ta wynś-
13 Roman Jakobson i Morris Halle. JMtfapjppfo, practayl ImMBfl dowski. Wrocław-Warsiawa-Krakd*- Ossolineum, 19*4, ss 12J-I21
“ Elmcr Barnes, A Huton HiUmusi llrwug. u. 6548.