z trzonkiem szczoteczki do zębów. Bezskutecznie! Jakby dostęp do żołądka blokował jakiś zawór. Przed tabletkami na przeczyszczenie nie mógł się jednak obronić. Wprawdzie niechętnie, zaciekle walcząc o papkę z pożywienia i targany konwulsjami, ale w końcu poddawał się.
Maja witała skurcze kiszek jak towarzyszy broni. Wojna tłuszczowi, wojna sadłu, wojna kaloriom!
Wyrzuciwszy z siebie wszystko, czuła się czysta i odkażona.
- Maju! - jak przez sen usłyszała głos Elli Mattrowitch.
- Proszę?
- Pytałam, ile masz wzrostu? Na pewno około metra siedemdziesiąt, czy tak?
Maja ponownie spojrzała na podświetlone cyfry. Odczuła lekką satysfakcję. Pięćdziesiąt jeden to niezły wynik, nawet jeśli ciągle jeszcze niezadowalający.
- Tak - odpowiedziała i przyjaźnie uśmiechnęła się do nauczycielki. - Tak, jakieś metr siedemdziesiąt. Dokładnie nie wiem ile. Ale grunt to dobre samopoczucie, a ja czuję się dobrze.
Ella Mattrowitch nie wierzyła w ani jedno słowo. Koniec końców, dziewczyna straciła jednak ojca. Prawdopodobnie to wszystko tłumaczy. Jak również fakt, że postawiła wokół siebie wyraźnie wyczuwalny mur.
- Tak, najważniejsze, żebyś się dobrze czuła! - przytaknęła, spoglądając wyczekująco na Maję. Ta wytrzymała jej wzrok, jakby chodziło o to, która wygra.
- Jeśli coś się zmieni, to, proszę, przyjdź do mnie - dodała jednak po chwili nauczycielka. - To znaczy, jeśli poczujesz się niedobrze i będziesz potrzebować pomocy!
- Dziękuję - odparła Maja i pomyślała. „Pomocy?! Już ja sobie dam radę. Sama! Radziłam sobie przez ostatnie miesiące i dalej też będę”.
Miała na to dość siły! Nie zmięknie! Jej wola była silniejsza od ciała.
Dzień wcześniej po raz pierwszy pokłóciła się z mamą. Nie z powodu swojej wagi, tego Henny jeszcze nie zauważyła. Po-
In o makijaż. Opaleniznę z solarium Maja podkreśliła, malu-|i|<* oczy i usta.
Czyś ty zwariowała? - naskoczyła na nią matka. - Masz dopiero czternaście lat, a zaczynasz się pacykować jak jakaś I lądra!
Córka stała jak wryta ze zwieszonymi rękoma, Henny podbiegła więc do zlewu, chwyciła za kuchenny ręcznik iener-i M-znie usunęła z jej twarzy makijaż. Pomadka roztarła się, i oczy wyglądały na zapłakane. Jak u smutnego klauna.
Teraz się umyj! - fuknęła gniewnie. - Jak ty wyglądasz?
< >kropnie!
Kiedy dziewczyna na sztywnych nogach ruszyła do łazien-I i krzyknęła za nią jeszcze - Ciesz się, że ojciec tego nie widzi! dyl by przerażony! Przerażony!
Maja przyjrzała się swojemu groteskowemu odbiciu w lu-I r/o.
„Matka miała rację. Ojciec byłby przerażony. Jego córecz-k i! < Jo się stało z jego małą córeczką?”
Starannie umyła twarz i schowała do kosmetyczki kredkę • li i oczu, tusz do rzęs oraz pomadkę.
Ho lepiej! - skwitowała Henny. A potem niespodziewanie i lici la pojednawczo. - Powodzenia skarbie! Do zobaczenia po południu!
Tak mamo, do zobaczenia po południu!
W następnej bramie Maja przysiadła na szkolnym plecaku, ś ciągnęła kieszonkowe lusterko i ponownie zrobiła sobie unik i)aż. Miała duże oczy i błyszczące, czerwone usta. Jak lal-I i Kochana, mała laleczka! Uśmiechnęła się, zamykając z po-i ulem kosmetyczkę.
Wczoraj zauważyła, że Bernd przygląda się jej. Było w tym l" ąrżeniu coś szczególnego. Chłopak chodził dwie klasy wyżej • I Mn i, miał więc co najmniej szesnaście lat. Rzuciła okiem na ■ rurek i aż przystanęła na chwilę. Zrobiło się późno. Przy-i - u ./, v 1: i kroku. Szkoła wcale nie była taka zła. Porządek, o minio, a teraz może jeszcze Bernd. Wcześniej chodził z Ullą, »l« ilyszała od Renaty, że to już zamknięta historia. Renata i', In prześliczna i chodziła z nim do jednej klasy. Pracowała