wypoczynek, a kilku młodych Norwegów odprowadziło ich w pobliże granicy.
Teraz droga stawała się coraz trudniejsza, gdyż granica biegła szczytami gór i trzeba było wspinać się coraz wyżej. Było coraz zimniej, a śnieg coraz głębszy. Norwegowie znosili te trudności, jednak Anglikom, a szczególnie Causerowi, dokuczały one bardzo.
O zmierzchu mieli jeszcze około piętnastu kilometrów do granicy. O forsowaniu jej nocą nie mogło być mowy, gdyż droga była zbyt trudna; schronili się w opuszczonej chacie, w której rozpalono ognisko i przygotowano posiłek ze znalezionej mąki i tłuszczu. Nad ranem ruszyli w dalszą drogę. Dopiero teraz surowa przyroda północy pokazała swe zęby; zerwał się ostry, wschodni wiatr przechodząc stopniowo w burzę śnieżną. Po południu uciekinierzy weszli na właściwy łańcuch górski. Trzeba było wspiąć się na wysokość około 1 800 metrów i stamtąd zejść już do Szwecji.
Anglicy nie znali gór i forsowanie ich było dla nich koszmarem. Trwało to prawie całą noc i nie można było się nigdzie schować, a zimno panowało przenikliwe. Była to najcięższa noc w czasie przejścia grupy porucznika Brewstera.
Wreszcie nad ranem pięcioosobowa grupa Anglików i Norwegów przekroczyła granicę norwesko-szwedzką. Byli uratowani. Po kilku godzinach forsownego marszu przez głęboki śnieg osiągnęli zapadłą wioskę, gdzie wreszcie mogli odpocząć. Odpoczynek ten był bardzo potrzebny, gdyż byli już całkowicie wyczerpani fizycznie. Causer ponadto nabawił się odmrożeń, w wyniku czego wkrótce trafił do szpitala na kilkutygodniowe leczenie.
Od policjantów szwedzkich, którzy bardzo serdecznie zajęli się płetwonurkami i marynarzami, dowiedzieli się, że kilka godzin wcześniej przeszła granicę w pobliżu druga grupa angielsko-norweska. Wkrótce obie grupy spotkały się. Niestety brakowało Boba Evansa.
JAK ZGINĄŁ BOB EVANS
Okazało się, że grupa Larsena została zatrzymana przez dwuosobowy patrol niemiecki w małej mieścinie górskiej, tuż przed granicą. Wylegitymowano ich i nie kwestionując prawdziwości dokumentów odprowadzono na posterunek. Płetwonurkowie i marynarze szli przodem, a z tyłu eskortowali ich Niemcy.
Z uciekinierów tylko Bill Tebb miał jeszcze broń, bowiem pozostali Anglicy oddali swoje pistolety Norwegom z ruchu oporu, którzy uprzednio udzielili im pomocy.
Zbliżali się właśnie do jakiegoś zakrętu, gdy Bill Tebb szepnął do idącego obok Larsena:
— Ostrzelam ich! Gdy skręcimy za róg, padnijcie wszyscy na ziemię!