37707 P1030349

37707 P1030349



188 Bóg Bestia

młodą kobietą — wspomina Emile Bouvier — której kazał siedzieć w kącie bez mchu i bez słowa, podczas gdy on zabawiał gościa, i tylko kiedy podawała herbatę, z wielką godnością całował ją w rękę." Chociaż Vachć miał za sobą studia malarskie i był niezwykle oczytany, to w życiu oddawał się systematycznej bezczynności. Kiedy Breton spotkał się z nim w 1916 roku w szpitalu wojskowym, Vach6, który leżał tam ranny w nogę, „zabawiał się malowaniem i rysowaniem kolejnych kartek pocztowych, do których wymyślał osobliwe czcionki. Męska moda była jedyną rzeczą, jaka dostarczała pokarmu jego wyobraźni [...]. Codziennie spędzał dobrą godzinę na układaniu jednej czy dwóch fotografii, paru spodków i kilku fiołków na plecionym stoliku w zasięgu ręki”119. Później, kiedy już czuł się lepiej, jego rozrywką było chodzenie po ulicach Nantes w stroju huzara, pilota bądź lekarza. Breton spotkał go ponownie na premierze Les Mamelles de Tiresias Apol-linaire' a, gdzie Vache straszył publiczność nabitym rewolwerem.

Vachć był równocześnie dandysem, elegantem i un immoral mlent, który ze swego życia uczynił okrutną komedię w stylu Ubu. Mówił on, że jego główna zasada, to „morę (wym.: umori)”, co miało znaczyć, iż na pewnym etapie oświecenia pustka życia staje się czymś komicznym. Lecz jego własny komediowy styl cały się jeżył w poczuciu zagrożenia, jako że humorysta czy raczej „umory-sta” — podobnie jak Ojciec Ubu. świadomie kultywował szczególny rodzaj złośliwej, destrukcyjnej głupoty. Była to komedia rozpaczy, która zatoczyła pełne koło i ugrzęzła w nonsensie. „Nie zgadzam się na to, żeby mnie zabito w czasie wojny — napisał w liście z frontu — [...] umrę kiedy będę chciał, a zwłaszcza razem z kimś. Umierać samemu jest zbyt nudne, najbardziej chciałbym umrzeć z którymś z moich najlepszych przyjaciół.”120 Tak też dokładnie postąpił. W roku 1919, w wieku dwudziestu trzech lat, przedawkował opium; tę samą zabójczą dawkę zaaplikował dwóm przyjaciołom, którzy brali w tym udział tylko dla zabawy i nie mieli żadnych samobójczych zamiarów. Był to szczyt dadaistycznego gestu, dowcip psychopatyczny do ostateczności: samobójstwo połączone z podwójnym morderstwem.

Dla młodych romantyków u szczytu ówczesnej epidemii lepszy od samobójcy mógł być tylko wielki artysta. Ale dla prawdziwego dadaisty twórczością było jego własne życie oraz śmierć. Stąd niezwykły wpływ Yachego na wszystkich, którzy przyszli po nim, mimo że wszystko, co po nim zostało, to wspomnienia tych ostatnich oraz zbiór listów. To, kim był, miało większe znaczenie od tego, co stworzył. Podobnie jak jego findesieclowi poprzednicy, Vache traktował własne życie jak dzieło sztuki — zarazem jednak, jako dadaista, samą sztukę traktował jak coś bezwartościowego. W ostatecznej analizie samoniszczące się rzeźby Tingueleya i śmietnikowa sztuka z dzikszych wybrzeży pop-artu wywodzą się bezpośrednio z Yachćgo i z jego samobójstwa.

ltł a Breton. La Canfesslon didaigneuse. cyt. zm: M. Nadeau. op. cit.. str. 54. i* Patrz H Richter, op. cii., str. 290

Podobnie było z Arthurem Cravanem, poetą, krytykiem sztuki i specjalistą od obelg, który zmarł na rok przed Vachóm. Z jego twórczości zostało niewiele poza kilkoma morderczymi recenzjami, lecz legenda zapewniła mu stałe miejsce w dadaistycznym panteonie. Wedle wojowniczej noty autobiograficznej, którą opublikował w 1914 roku w swoim własnym piśmie „Maintenant”, był on „oszustem — marynarzem na Pacyfiku — poganiaczem mułów — zbieraczem pomarańczy w Kalifornii — zaklinaczem węży, złodziejem hotelowym — siostrzeńcem Oscara Wilde’a — drwalem — byłym mistrzem bokserskim Francji — wnukiem kanclerza Królowej — szoferem w Berlinie — itd.” Niewątpliwie znaczna część tego była zmyślona — co zresztą byłoby zgodne z duchem dada-izmu — podobnie jak jego przechwałki, że w sposób perfekcyjny obrabował sklep jubilerski w Szwajcarii. Jednak już same te wyczyny, których autentyczność stwierdzono, były dość niezwykłe. W samym środku I wojny światowej Cravan przejechał z fałszywym paszportem całą Europę, potem zaś tego samego dokonał w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku, po to, żeby uniknąć poboru. (Rzecz osobliwa, że najgwałtowniejszy ze znanych ludzi literatury dołożył takich starań, by nie wziąć udziału w wojnie; być może mordowanie w majestacie prawa było obrazą dla jego artystycznej wolności). Wyzwał na pojedynek murzyńskiego boksera Jacka Johnsona i walczył z nim, choć nie mając złudzeń co do własnych szans, stawił się na ringu kompletnie pijany i dał się znokautować już w pierwszej rundzie. Kiedy zaproszono go na Wystawę Malarzy Niezależnych w Nowym Jorku w 1917 roku, przyszedł pijany i miotał przekleństwa w stronę publiczności, złożonej głównie z panienek z Piątej Alei; w końcu zaczął się rozbierać i policja zabrała go, skutego kajdankami. „Co za znakomity wykład” —- powiedział Marcel Duchamp, którego dziełem na tej wystawie był . podpisany pisuar. Kiedy Cravan popłynął niewielką łodzią do Buenos Aires na spotkanie swej żony i gdzieś w Zatoce Meksykańskiej ślad po nim zaginął, żona przeszukała wszystkie rozsypujące się więzienia Ameryki Środkowej. Wprawdzie nie odnalazła go, ale wyraźnie wiedziała, gdzie szukać. Tak dokonało się kolejne dadaistyczne dzieło sztuki: zaginiony, prawdopodobne samobójstwo.

Przemoc, szok, psychopatyczny humor i samobójstwo — oto rytmy dada-izmu. „Samobójstwo jest powołaniem” — powiedział Jacąues Rigaut, którego samobójcza śmierć w 1929 roku uważana jest za zakończenie epoki dadaizmu. Wprawdzie wedle wszelkich danych kierunek ten praktycznie wygasł już pięć lat wcześniej, kiedy Breton rozstał się z Tristanem Tzarą, aby założyć własną, konkurencyjną firmę surrealizmu, ale Rigaut żył jeszcze przez chwilę jako ostatni, doskonały wykwit ruchu. Podobnie jak Vache, był on człowiekiem eleganckim i wiódł ściśle ustalony wytworny tryb życia — tak wytworny, że obawiał się, czy potencjalny pracodawca nie uzna go za trop gigolo. Pracodawcą tym okazał się Jacques-Emile Blanche, stateczny malarz akademicki i krytyk, u którego Rigaut pracował przez kilka lat jako sekretarz. Po śmierci Rigauta, Blanche tak oto pisał o dziwnym kontraście między elegancją swego sekretarza a jego niechlujnym


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
P1030372 c^! 30    Bóg Bestiawszystkiemu, cal po calu, wróciłem. A teraz nic o tym ws
22280 P1030339 168 Bóg Bestia u Chaucera: to najprawdziwszy idiom angielski w angielskich słowach. Z
82731 P1030332 154 Bóg Bestia Cowper jest tak bardzo wstrząśnięty swoim uczuciem wrogości (tym, że ż

więcej podobnych podstron