182 WACŁAW BERENT
Nonumąue prematur in annum.
Horacy1
W pierwszej chwili te słowa uderzyły go w pierś, niemal jak głuchy wyrzut; lecz niebawem otrząsł się i mruknął: — Bal... — Wziął do rąk drugi zeszyt. „Nonumąue prematur...” „Chal-cha! Takąś ty, Mullerze, pułapkę na samego siebie zastawił?... Dla Horacego ta formułka była prawdopodobnie tylko figowym listkiem nieszczerej skromności, dla ciebie stała się górą, przed którą stawałeś jako wół z bajki. Dziewięć lat — bagatela! Inne, inne dziś czasy! Dziś nawet Horacy pisać by musiał kuplety. Wiele zmieniło się od czasu Horacego. Oto Kopernik ziemię wyważył, gdzieś w ciemny kąt wszechświata strącił i w wir codziennego biegu rzucił; a gilotyny rewolucji francuskiej zaśpiewały jej kankanową piosnkę: «dziś! dziś! dziś!» — inaczej: «grosz! grosz! grosz!» — Co brzmi po francusku:
Allons enfants de la patrie, lejour de la gloire est arrioe/2
Inne czasy!..."
Rzucił okiem na pierwszą kartę i czytał:
Trzeba mieć lotne nogi, by przez lat dziewięć z życiem się ścigać i nie pozostać w tyle, trzeba mieć dobre śpichrze, by przez lat dziewięć świeżość myśli w nich zachować, trzeba daleko patrzeć, by przez lat dziewięć móc tylko zasiewać, trzeba mieć dużo lekceważenia dla tych, co po cudzych śpichrzach chleba tylko szukają, wiele wzgardy dla szkodnych szczurów i myszy, co cudzym niedostatkiem głodne, w samo serce się nieraz wgryzają.
Mnie nogi moje z pośpiechem w grób niosę, nieczystych dłoni zasiewy w duszę mi padały — wdarł się grzyb w spichrz* moje pleśń je niszczy, rdza pożera i sporysz wyplenia! A wzgarda moja zawiścią się stała: życia-m zbył w samotności!
Do mnie żadne słowo zrozumienia, żadna dłoń otuchy me trafi la, do mej samotności3 śmiech tylko i chichot tłumu dolatywał //.y;' Użyj!... Kochąj!...” — Pochwycił mnie rojny i barwny gwar życia, padłem jak ćma w płomień. Zbyłem duszy w gwarze ludzkim! Uścisnęło mnie miasto, potwór piersi mi zdławił.
I oto pierzchły me myśli rojne jako ptaki przelotne, bo w duszy serdeczna nastała posucna. Rozwiały burze mej samotności ptodn* zasiewy. Na wielkiej tęsknot pustyni kraczą dziś tylko kruk; nad mego ciała padliną.
Rzućcie mego trupa w kanały miejskie!
Jelsky urwał, sięgnął nerwowo po cygaro i zasnuł się niebawem smugami dymu.
„Kawiarni!” — krzyknęło cos w nim nagłym przypomnieniem niedawnej wędrówki przez ulicę. Z gorączkowym pośpiechem przerzucał kartki chaotycznego dziennika, zatytułowanego dziwacznie: Myśli niepłodne. Znał po części te kapryśne rzuty i skoki wyobraźni; wiedział, że myśl Mullera, z jakich bądź dziedzin dążąc, natrafia zawsze na kobietę jako na mur! Ona była szczytem i uwieńczeniem każdego pojęcia, wszelkiego rozumowania. W tym fantastycznym gmachu myśli, dziwnych jasnowidzeń i gorączkowych rojeń mieszkał tylko — harem.
Jelsky czytał:
Jako małe śmieszne chłopię4 marzyłem o królewskiej kobiecie, zda się, na to tylko, by chęcią, myślą, duchem sięgać wyżej, wyżej i jeszcze wyżej!... A do wyśnionej takem się modlił:
„Jeśliś się w ciało już oblekła, znijdź ku mnie łaską obietnicy Twej. Nie teraz, bom niegodzien. Wejrzyj ku mnie i myśli swe skłoń w najlepszą godzinę życia mego, kiedy cię godnie uczcić potrafię mych krwawych tęsknot zasiewem, myśli plonem czy złudą Znijdź
(łac.) — słowa Horacego z Listu do Pizonów: „nie ogłaszać dzieła przed dziewiątym rokiem od napisania”. Ten sam motyw pojawia się w Synach ziemi S. Przybyszewskiego („Chimera" 1901, z. 2, s. 206).
(fr.) _ dwa wersy Marsylianki, które w przekładzie Edwarda Porębowicza brzmią: „Do broni, hej, ojczyzny dzieci! I Czas wieńcem chwały ubrać skroń!”
do mej samotności — w rękopisie: do mej samotni,
s Poniższy fragment, do słów: „póki ich świt nie zgasi*, był pomijany w wydaniach późniejszych.